środa, 5 sierpnia 2015

25. Problemy

- Dobra, zbieramy się - krzyknął w stronę Moniki i Krzysztofa, którzy rozmawiali z antyterrorystami. Policjantka dała znać im gestami rak, żeby poczekali. Sprawnie podeszła do Mikołaja, a kiedy stanęła przed nim, podniosła delikatnie głowę, żeby spojrzeć mu prosto w oczy. Jej delikatny, brązowy kolor tęczówek teraz nabrał niemiłego wyrazu, którym dosłownie kobieta mogła porażać. Do tego wszystkiego było widać jej zaciśnięte ręce, a mimika twarzy przyjęła groźny wygląd. Mikołaj zrozumiał, dlaczego boją jej się przestępcy, nie oznaczało to bynajmniej, że się jej przestraszył.
- Ty chyba nie rozumiesz? - Wysyczała, podnosząc poziom agresji wobec niego. - Musimy tu być, dopóki to nie zostanie wyjaśnione.
- To nie nasza robota! - Wykrzyczał, próbując walczyć z prawdą.
- Musimy coś napisać w raportach, nie? Nie powinniśmy zostawiać pustych miejsc - skomentowała, próbując mu wytłumaczyć, że nie mają innego wyjścia, muszą zostać, dopóki odpowiednie służby nie pozwolą im odejść - Jak chcesz, to czekaj, my wszystko wyjaśnimy - powiedziała zrezygnowana, mimo to wiedziała, że policjant na dziś jej już się na to nie nada. - I tak nam mało zostało - próbowała pocieszyć bardziej siebie niż przekonać jego.
Mikołaj zamyślił się, rozważając, czy posłuchać Kownackiej, a ona patrzyła na niego dziwnym wzrokiem. Właśnie zrozumiała, była wręcz pewna, że on kocha Aleksandrę. Zaprzątał nią swoje serce i umysł, mimo, iż czekało go dużo pracy. Widziała jednak, jak próbuje z tym walczyć i wziąć się w garść. Blondynka odwróciła się na pięcie i chciała odejść, jednak poczuła, że ktoś za nią idzie. Odwróciła się i zobaczyła zmarnowaną twarz Mikołaja.
- Pójdę - powiedział zrezygnowany.
- Nie pójdziesz - prawie wykrzyczała, zatrzymując go ruchem ręki. - Czekaj przed radiowozem - ton jej głosu nie wnosił sprzeciwu, a on czuł, że ona robi to dla jego dobra. Spodziewał się tego, że nie do końca jest zdolny do pracy.

Powoli wrócił do radiowozu, spoglądając, jak Monika pewnym krokiem idzie do swojego partnera. Wiedział jedno; ona rzeczywiście jest dobrą policjantką. Widział, jak godzinę temu, a może więcej czasu upłynęło, tego nie wiedział, sierżant była smutna, wręcz załamana, przeładowana równocześnie złością. Ona potrafiła to zamienić na energię, którą wykorzystywała w pracy. Za to Mikołaj nie do końca wiedział, jak jej się to udaje. Musiał jednak wykorzystać te kilka minut, żeby wziąć się w garść. Przecież takim zamartwianiem się nic nie zdziała, nie pomoże jej tym. Przecież Ola leży w szpitalu, pod opieką lekarzy, a najgorsze, co może ją spotkać, to śmierć. Dosyć! Przecież miał tak nie myśleć, lekarzy dowiedzą się, co to za narkotyk i jej pomogą. Poza tym przestępcy raczej nie chcieli jej zabić, raczej otumanić. Jakby chcieli ją pozbawić życia, zastrzeliliby ją, w końcu w pobliżu nikogo nie ma i nie byłoby świadków. A jeżeli jednak chcieliby są to po cichu, to mogliby już to zrobić dawno, na przykład podcinając jej gardło nożem. Na tą myśl przez jego ciało przeszedł dreszcz, był przerażony, że to mogła być prawda. Wyobraził sobie, że Aleksandra leży we krwi, o on dosłownie spóźnił się o parę minut, żeby uratować jej bezcenne życie. Szybko wyrzucił to z głowy, chcąc nie rozpamiętywać przeszłości. To, co najgorsze przeminęło, a teraz musi być lepiej. Po pracy pójdzie, odwiedzi ją i zobaczy ją całą i zdrową. Musi się trzymać tej wersji, przecież Wysocka jest silną kobietą i tak łatwo się nie podda. Ona zawsze była uśmiechnięta, rozśmieszała go. Ostatnie wydarzenia ją przytłoczyły, dlatego tak bardzo cieszył się z jej uśmiechu. Takie pojedyncze gesty napawały go wiarą, że za niedługo powróci do dawnej siebie. Odważna w pracy, jednak umiała dotrzeć do ludzi; przy nim wydawała się twarda i nieugięta, tak najczęściej do niego mówiła, dopóki nie zaczynali rozmowy o jego prywatnym życiu. Wtedy zachowywała się nadzwyczaj delikatnie i ostrożnie, jakby Mikołaj zaraz miał uciec. I tak właśnie było: jedno nieprzemyślane słowo sprawiało, że ten temat się kończył. Mężczyzna nigdy nie lubił zwierzać się z problemów, bo według niego było to równoznaczne z wzięciem pomocy, a przecież sam daje rade. Był pewien, że jeśli sytuacja wymknie się spod kontroli, to wtedy przyjmie wsparcie najbliższych. Ale na przykład teraz dawał radę. To bardziej Ola potrzebowała pomocy, przecież to ona leży w szpitalu i jest nawet możliwość, że w tym momencie walczy o życie.
Mikołaj uświadomił sobie, że wraca do punktu wyjścia. Więc postanowił zająć się czymś innym. Wziął do ręki pałkę i zaczął nią wyrabiać różne „wyczyny”, których nauczył się w podobnych do tego momentach. Wirowanie czarnego przedmiotu pozwoliło mu choć na chwilę zapomnieć i się uspokoić. Wreszcie poczuł, że znowu jest zdolny do pracy. Mógłby znowu pomagać ludziom, to ich uśmiechy i wyrazy wdzięczności są najpiękniejszą zapłatą za tą pracę.

Jego zabawę przerwał Krzysztof, łapiąc go za rękę. Zapała spojrzał na niego, niepewnie się uśmiechając, a aspirant to odwzajemnił.
- Jedziemy? - spytał dość przymilnie, podnosząc jeszcze wyżej swoje kąciki ust.
- Jasne - odpowiedział i przeniósł swój wzrok na Kownacką, której na jego widok również poprawił się humor. Miło było widzieć, że poradził sobie z tym.

Ruszyli na komendę. Wysocki przydzielił ich tylko do tego porwania, więc dziś wyjątkowo wcześniej kończyli. Teraz, jadąc radiowozem, każdy myślał, jak zareagują ich najbliżsi na tak wczesny powrót. No, prawie każdy, a tak właściwie to dwie trzecie z grupy tak myślały. Mikołaj próbował nie myśleć o Oli, nawet przez chwilę udało mu się pomyśleć o córkach, jednak długo to nie trwało. Teraz jego głowę znowu zaprzątała ta niebieskooka kobieta, całe szczęście nie było to tak drastyczne jak wcześniej, więc z tym nie walczył. Postanowił, że po uzupełnieniu papierów odwiedzi ją, albo chociaż pojedzie do szpitala.
Z taką myślą pojechał uzupełniając raporty

14:57, Dom Moniki
Kobieta powoli zbliżała się do mieszkania, niepewnie pokonując kolejne stopnie. Jej mąż powinien być w pracy, no chyba, że się zgodził na tą durną ofertę. Zawsze pracował uczciwie i dużo, nigdy im niczego nie brakowało. Jednak ta oferta, o której ją powiadomił kilka godzin temu, może wszystko przekreślić. Całą ich dobrą opinię. Grażyna, jej matka, zawsze uważała, że rodzina powinna być w komplecie. Kownacka podzielała jej zdanie, ojciec nie powinien wyjeżdżać za granicę. A w ich przypadku to było całkowicie nieodpowiedzialne, Franek jest niepełnosprawny i we dwójkę ledwo dają radę go wychowywać, do tego zaadoptowali go niedawno, więc taka rozłąka na pewno nie wpłynie na nich dobrze. Muszą zbudować rodzinę, zbudować dom. Nie da się go zbudować w tak krótkim czasie. A nawet jeśli chciałoby się, to nie miałby solidnych fundamentów i prędzej czy później zawaliłby się. Rzadko która rodzina wytrzymuje takie rozłąki, a oni jeszcze potrzebują czasu, by nawiązać między sobą odpowiednie więzy. Monika stanęła przed drzwiami, wzięła kilka oddechów i energicznie nacisnęła klamkę. Drzwi były otwarte, co oznaczało obecność głowy rodziny w domu. Weszła, a po domu rozległ się tupot jej obcasów. Nawet ich nie zdjęła, tylko niczym błyskawica poszła do sypialni. Artur pakował ostatnie ubrania do walizki.
- Artur - zaczęła przymilnie, próbując trzymać nerwy na wodzy. Wiedziała, że emocje zbyt wiele tu nie zdziałają, jednak jej mąż był już maksymalnie wkurzony.
- CO? Nie rozumiesz, prawda? Tylko to jest nadzieją, że Franek będzie chodził! Muszę tam jechać i zarobić, te twoje imprezy charytatywne - powiedział kąśliwie, - nic nam nie dały!
- Kochanie...
- Nie kochaniuj mi teraz! - warknął rozzłoszczony.
- Nie uważasz, że przesadzasz? - powiedziała ostrzejszym tonem, tylko w ten sposób jej wysłucha - chcesz zostawić swoją rodzinę dla paru groszy?
- Paru groszy? - powtórzył z sarkazmem, a ona zaczęła sobie zdawać sprawę, jak małe są szanse wybicia mu tego pomysłu z głowy - Kobieto! To kilka razy więcej niż to, co zarabiasz ty!
- A myślałeś, jakim kosztem? - spytała przez łzy, które zaczęły spływać po jej policzku.
- Franek będzie mógł chodzić! - zapiął walizkę i postawił ją na ziemię.
- Artur... Jeszcze jest szansa by się wycofać - załkała, pierwszy raz w życiu targały nią takie emocje. Kownacki zbliżył się do niej, a ona, przestraszona, przywarła do ściany. Spojrzała mu w oczy, nie urzekały już jej tak, jak kiedyś, były teraz pełne złości.
- Nie ma opcji! - wykrzyczał jej w twarz, Monika miała ochotę skulić się i zacząć szlochać na cały dom, jednak to powstrzymała. Nie wydała z siebie żadnego żałosnego dźwięku, tylko po jej policzkach leciały łzy. Mężczyzna nie odstąpił od niej, chociaż widział, ile wywołuje u niej bólu. Sam czuł, jak coś w nim pęka, widząc, jak jego ukochana płacze. Pomimo upływu lat wciąż ją kochał, chociaż czy to możliwe, żeby osobę, którą się kocha tak ranić? - Nawet jeśli - przemówił łagodniejszym tonem, ale wciąż było wyczuć zdenerwowanie - to dla kogo? Przecież Frankowi pomogę, będziecie mieć więcej pieniędzy - zaczął wymieniać pozytywne strony tego, jednak ona mu przerwała.
- Dla mnie - zaszlochała błagalnym tonem. - Ja nie dam rady żyć bez ciebie...
Kownacki chwycił jej głowę w swe dłonie i złożył na jej zimnych ustach gorący pocałunek. Kobieta nie wiedziała, co to oznacza, po prostu cieszyła się chwilą, która jednak trwała bardzo krótko. Szybko odsunął swe rozgrzane wargi od ukochanej, złapał za walizkę i zaczął iść w kierunku wyjścia.
- Artur... - powiedziała niepewnie - ARTUR! - wykrzyczała zdesperowana, w jej głosie nie było rozkazu ani złości, był tylko smutek z błaganiem o pomoc. Mężczyzna przy drzwiach od pokoju odwrócił się na chwilę, dając możliwość jej zobaczyć pojedynczą łzę spływającą po jego policzku. Po chwili jednak odwrócił głowę i szybkim krokiem wyszedł z mieszkania, miał na sobie nawet buty, więc jego wyjście ze środka trwało bardzo krótko. Monika zsunęła się na podłogę i wydała z siebie smutny szloch, który pokazywał, że przegrała tą walkę. Podobno była silna, twarda i zła. Ale to nieprawda. Teraz rozdzierała ją od środka bezsilność, która mimowolnie spływała po jej policzkach... Ujrzała kartkę na łóżku. Przeczytała jej jedyne zdanie na głos.
- Franek jest u mamy - przeczytała niepewnie, a krople łez zmoczyły kartkę. Miała syna przy sobie, ale jej mąż odjechał...
Nigdy nie czuła w sercu takiej pustki...











Hej! Wreszcie przepisałam, mówiłam, że dodam w ciągu tej nocy.
A teraz pytania dla was
1. Co sądzicie o obawach Mikołaja? Są możliwe?
2. Co myślicie o samym Mikołaju? Co oznacza te jego ciągłe myślenie o Oli?
3. Jak odbieracie tą wymianę zdań? Po kogo jesteście stronie? A może rozumiecie obojgu małżonków?
4. "Pomimo upływu lat wciąż ją kochał, chociaż czy to możliwe, żeby osobę, którą się kocha tak ranić?"

Pozdrawiam, dziękuję za waszą obecność
Nadia

20 komentarzy:

  1. Ten koniec.. eh znowu mi się łezka przez ciebie siostrzyczko kręci.. ;)
    W następnym rozdziale ma jechać do szpitala ją odwiedzić, a ona ma być zdrowa jasne? Zakoduj to sobie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne.... Nic nie słyszę....
      Pozdrawiam cię <3
      Nadia

      Usuń
    2. Już ja dopilnuję że ją odwiedzi.. zobaczysz :P <3

      Usuń
  2. Rozdział rewelacyjny :)
    1. Według mnie są jak najbardziej na miejscu
    2. To oznacza ze się w niej zakochał xD ♡♡♡♡♡
    3 Rozumiem obojgu ale stoję po stronie Moniki i podzielam jej punkt widzenia
    4 I tak i nie,
    już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
    życzę weny I pozdrawiam
    Olka < 3 < 3 < 3
    Ps. Zapraszam na nowy rozdział na kryminalnej :)
    ps2. Zapraszam na nowy blog; http://zbuntowana-anna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję z komentarz.
      Widzę, że odpowiedzi na pytania masz podobne do moich.
      Pozdrawiam
      Nadia

      Usuń
  3. Super rozdział!
    1. Tak, w końcu się martwi.
    2. Kocha?
    3. No niby po obojgu, ale Monika ma racje.
    4. W sumie to chyba nie.
    Czekam na next :)
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział!
    A teraz odpowiem na pytania
    1.Tak jego obawy są możliwe.
    2. Jego ciągle myślenie o Oli oznacza, że ją bardzo kocha ♥♥♥♥♥♥♥ i powinien pojechać do Oli do szpitala jak najszybciej....
    3. Chyba Monika ma rację. Bo pieniądze szczęścia nie dają ale są ważne. Ale Miłość ważniejsza ♥ I Monika ma rację i Artur powinien zostać.
    4.Nie no osobę która się kocha nie można ranić
    Powiem jeszcze raz ROZDZIAŁ rewelacyjny choć ja chce więcej o Oli i Mikołaju.
    Może dodasz rozdział wcześniej??? Proszę.♥
    Pozdrawiam i życzę weny
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2. No cóż, o wrogach też można ciągle myśleć.
      4. Tu bym poprawiła jeden wyraz. Nie powinno się ranić. Bo czasami można zranić nieumyślnie, co najprawdopodobniej wywoła taki sam ból, jednak jest to możliwe w każdym związku, nawet w relacjach między siostrami.
      Będzie więcej o Oli i Mikołaju, w końcu to o nich blog. Ale czasami warto zaintrygować taką osóbką. Kiedyś do niej wrócimy, a teraz musimy ją zostawić.
      Niestety nie mogę, z takim refleksem to wiesz.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam
      Nadia

      Usuń
  5. Super rozdział.
    1) Tak, jego obawy są możliwe, ale ona musi żyć. Mogą wystąpić komplikacje, ale ona musi żyć. Powtarzam, musi żyć.
    2) Myślę, że Mikołaj ciągle o niej myśli, bo ją kocha, ale jakoś nie dopuszcza do siebie tej myśli.
    3) Jestem po stronie Moniki, zdecydowanie ma rację. Zostawić samą kobietę z niepełnosprawnym dzieckiem? To tchórzostwo. Mam nadzieje, że Artur w końcu to przemyśli i się opamięta.
    4) Skoro się kogoś kocha, to czemu ma się go ranić. Trzeba robić wszystko, żeby tych ran było jak najmniej. A wyjazd za granicę dla pieniędzy to chyba największy cios. Dlaczego pieniądze mają być ważniejsze od kogoś, kogo się kocha?
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Życzę weny.
    Pozdrawiam,
    Karola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego mają być ważniejsze? Powiem Ci brutalną prawdę: niektórych zaślepia możliwość zdobycia takiej fortuny. A Artur można powiedzieć, że ma "pretekst" w postaci choroby Franka. W końcu teraz wygląda na kochającego ojca, być może tak rzeczywiście jest. Ale tego dowiemy się, mam nadzieję, za kilka rozdziałów, gdy wrócimy do tego.
      Dziękuję za komentarz
      Nadia

      Usuń
  6. 1)niestety mogą być możliwe.mam nadzieje że nie.
    2) to oczywiste że kocha Olę,I dlatego o niej tak myśli,mam nadzieje że jak wyzdrowieje (bo jak jest chora to musi wyzdrowieć) to w końcu wyzna jej miłość!!
    3)Artur pokazał jakim jest chamem.zamiast jej to łagodnie wytłumaczyć,to wrzeszczy na nią.nie podoba mi się jego zachowanie,najlepiej to niech wyjedzie I nie wraca!!! Jestem po stronie Moniki.
    4)osobę którą się kocha,nie powinno się ranić.ru nawet nie chodzi o Monikę,Franek będzie bardziej cierpiał.
    super rozdział
    pozdrawiam,
    Ola :)
    4)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Artur na pewno próbował jej to wcześniej wytłumaczyć delikatnie, być może nie zostało to pokazane, ale podczas rozmowy telefonicznej wciąż zachowywał trochę spokoju. Wcześniej nawet wspominał o takiej możliwości (co nie zostało wspominane), jednak nie mówił wprost, że dostał taką ofertę, tylko raczej "co by było gdyby". Monice wtedy wydawało się, że wybiła mu to z głowy. Ale potem do niej zadzwonił.
      Zgadzam się, Franek na pewno na tym ucierpi, ale czy mocniej niż Monika? Niż kobieta, która go kocha całym sercem?
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam
      Nadia

      Usuń
  7. Bardzo dziękuję za komentarz
    Pozdrawiam
    Nadia

    OdpowiedzUsuń
  8. Wydaje mi się, że Monika trochę zbyt oschle potraktowała Mikołaja. Można być stanowczym, nieugiętym, ale nie podobało mi się to jak syczała przez zęby. To raczej negatywne określenie, więc tu Monika ma u mnie minusa. Po prostu moim zdaniem to było niegrzeczne i wykraczało poza sferę zdrowego, zawodowego rozkazywania.
    Nie dziwię się natomiast, że Mikołaj m takie mieszane myśli i sam nie wie za bardzo co robić. To wszystko go przygniotło i to widać, ale mam nadzieję, że otrząśnie się i wróci do normalnego stanu. Już widać poprawę, więc wierzę, że będzie coraz lepiej. W końcu to silny, twardy glina, nie może się wiecznie mazać! :D
    A co do sytuacji Moniki to uważam, że racja leży po obu stronach. Jeśli jest szansa, żeby dzieciak chodził, to trzeba zrobić wszystko, by to osiągnąć. Monika zachowała się trochę egoistycznie. Nie pozwoliła mężowi jechać, bo ona sobie nie da rady, bo ona będzie cierpieć itp. A przecież ważniejsze tutaj jest zdrowie syna! A nie jej tęsknota czy żale. Powinna przede wszystkim patrzeć na niego, a nie na siebie. Jakoś wytrzymaliby ten okres rozłąki, ludzie tak zyją i dają radę. Może dzieciakiem opiekowałoby się któreś z dziadków podczas pobytu Moniki w pracy? Ale z drugiej strony to jak zachował się Artur i w jaki sposób odszedł było podłe. Powinni porozmawiać, dojść do porozumienia, a taka scena, awantura agresja były w tej sytuacji najmniej potrzebne. Facet zachował się jak palant i to muszę przyznać. A co do Twojego pytania odnośnie ranienia osoby, którą się kocha...cóż, to norma. Ludzie nie są idealni, żadna miłość nie wygląda jak romansidło książkowe i to normalne, że ludzie się ranią. Każdy rani. Ważne, żeby umieć przeprosić i to naprawić. Albo nie popełniać drugi raz takich samych błędów.

    Pozdrawiam! ;*
    i dziękuję za kom pod prologiem ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, Monika tutaj zachowała się bardziej, jakby Mikołaj był przestępcą, ale chociaż trochę spróbujmy ją zrozumieć, to też człowiek i ma problemy.
      Mikołaj musi się wziąć w garść, no chyba, że stanie się coś strasznego.
      Coś, co wszystko przekreśli.
      A może się nie stanie?
      Muhaha.
      Powiem ci, że tym ostatnim akapitem wiele mi uświadomiłaś, nawet ja, jako autorka, nie patrzyłam tak na to. Tą twoją opinię na pewno wykorzystam później. Dziękuję!
      Dziękuję za komentarz.
      Pozdrawiam
      Nadia

      Usuń
  9. Kiedy dodasz opowiadanie ??? :) Nie moge sie doczekac co z Ola :)

    OdpowiedzUsuń
  10. O wiele bardziej podoba mi się relacja Moniki i Artura, niżeli ta Oli i mikołaja. Ta pierwsza bardziej mnie ciekawi i intryguje. Mam wrażenie, że postać Artura jest kolejną, po Emilii ciekawą i rozplanowaną, Monika też daje radę, a cała reszta jest bardzo rozmemłana. Zastanawiała mnie reakcja Moniki, to "ja nie dam bez ciebie rady", to tak jakby Artur już nigdy miał do rodziny nie wrócić, jakby nie wyjeżdżał tylko na saksy za granicę, ale zrobić coś złego, może okraść bank, ale nawet jeśli, to nie mogę go surowo oceniać, bo robi to dla dziecka. Ostatnimi czasy obejrzałem dwa bardzo wstrząsające filmy. Pierwszy to "Po obietnicy" o tym ile ojciec był w stanie poświęcić, jak się zdeterminował by odzyskać dzieci, które po śmierci żony zostały mu odebrane przez opiekę społeczną i umieszczone w różnych miejscach, między innymi też w zakładzie psychiatrycznym i byłem pod wrażeniem tego jak on o te dzieci się troszczył i ile zrobił by doprowadzić ich do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie, po tym jak rodziny zastępcze, siostry zakonne i inne takie te dzieci zniszczyły. Kolejnym filmem były "Kwiaty na poddaszu", o tym jak matka poświęciła własne dzieci dla majątku, pieniędzy, lepszego życia u boku prawnika. Dzieci były z kazirodztwa, ale to akurat ma mniejsze znaczenie, ważniejsze jest to, że ona chciała te dzieci zabić, powoli otruć, bo jakby się okazało, że te dzieci są, to majątek by został jej odebrany, tak więc... Czemu o tym wspominam? Bo tu Artur chce się poświęcić dla nieswojego dziecka, podobnie jak ojciec z pierwszego filmu dla swoich dzieci. Bo tu Artur jest w stanie zrobić więcej dla nieswojego dziecka, niż matka w tym drugim filmie dla własnych dzieci. Jakie znaczenie więc mają więzy krwi? Czasami nie mają żadnych. Jeśli zapragniesz obejrzeć "Kwiaty na poddaszu", to polecam tę starą wersję, bodajże z 1987 roku i uprzedzam, że film bardzo wzrusza i niemal przez cały seans niepokoi.

    dariusz-tychon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Lubię Monikę... poprawka - lubiłam Monikę. Nagle wiele straciła w moich oczach i wyszła kolejna gimnazjalistka w tym opowiadaniu. Oczywiście, nie chcę wrzucać wszystkich gimnazjalistów do jednego worka, bo wierzę, że są i tacy mądrzejsi niż Ola i Monika.
    1. Ja myślę, że w tym opowiadaniu wszystko jest możliwe, bo tu często "dom stoi na głowie".
    2. O Mikołaju nie mam dobrego zdania i nie wiem co może oznaczać jego myślenie, bo on jest jak przedszkolaczek i nie jest rozwinięty tak jak powinien być prawie 40-letni facet. Ja wiem, że ty masz 13 lat, czy tam 14 lat, ale jednak pisząc Mikołaja to powinnaś czerpać z obserwacji ojców, wujków, sąsiadów we wieku Mikołaja, a ja mam wrażenie, że chyba wzorowałaś się na kolegach z klasy, bo podejście do miłości i kobiet Miki ma iście dziecinne.
    3. Co do Mini i Artura to już się wypowiedziałam - rodzina cała i w komplecie, ale dla dobra Franka poza Polską, bo tu nie ma mały szans by chodzić, a tam szanse są ogromne.
    4. Najbardziej ranią nas osoby, które kochamy i najbardziej cierpią przez nas osoby, które nas darzą miłością. Nie wiem czy wiesz... pewnie nie wiesz, bo nie jesteś matką (zakładam, że nie jesteś), ale jak kiedyś będziesz i usłyszysz od własnego dziecka choćby dziecięce i jeszcze nie w pełni świadome "nie lubię cię", albo "odejdź, idź se" choćby to mówił trzylatek, to zaboli, bo go kochasz, a gdy takie oś powie ci obcy na ulicy, czy osoba, która cię nie obchodzi, to nie poczujesz bólu, olejesz to. W relacji damsko-meskiej jest podobnie. Załóżmy że podżyrowała byś kredyt komuś, kto by go nie płacił i to ciebie nawiedziłby komornik, załóżmy, że poszłabyś do prawnika, co by zadał ci pytanie "czy pani była idiotką?" nie czułabyś bólu, bardziej by to cię dobiło, ale nie byłoby rany, a jakby twój mąż wrzasnął "jesteś skończoną idiotką" to by zabolało. Myślę, że po prostu mocniej odbieramy słowa, czyny i zachowania względem nas odo osób które kochamy, niż od tych co są nam obojętne, dlatego bez ran nie ma prawdziwego uczucia.

    Pozdrawiam:
    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń