wtorek, 28 lipca 2015

24. Uda się?

Mikołajowi ciężko było w to uwierzyć. Walczył tak zawzięcie z wrogiem, którego ledwo co odnalazł. Znowu los z niego zakpił. Sprawił, że odzyskał nadzieję, którą po chwili roztrzaskał na drobne kawałeczki. Próbował wziąć się w garść, zebrać je a powrotem, ale nie potrafił. Nie pomagała mu nawet myśl, że zawiedzie osobę, na której tak mu zależy, której ciężar odczuwał cały czas, przecież trzymał ją na rękach. Spojrzał na nią, po chwili delikatnie podrzucając. Musiał tak zrobić, bo zsuwała się z jego rąk, a on nie chciał doprowadzić do jej upadku, w żadnym tego słowa znaczeniu. Kobieta niechętnie odsunęła się od niego, po chwili podnosząc na niego wzrok. Na jego twarzy malowało się przerażenie, które uniemożliwiało mu jakikolwiek logiczny ruch. Spróbowała sobie przypomnieć, co się działo kilka minut temu, ale pamiętała to jak przez mgłę. Była świadoma, że to nie jest normalne, ale nie mogła na to nic poradzić. Z jego wyrazu twarzy jednak wyczytała, że grozi im poważne niebezpieczeństwo. Czuła, jak jego ręce się trzęsą, wprawiając w ten stan i ją. Zagrożenie na nich czyhało być może nawet i za rogiem, a on nie mógł nic poradzić. A przecież jest policjantem, ma na sobie jego mundur, nie spodziewała się, że mogą nim zawładnąć takie silne emocje. Właśnie z tą myślą do jej głowy wpadł pomysł
- Mikołaj... - wyszeptała, mimo iż ciągle na nią patrzył - Pistolet...
Białach początkowo nie zrozumiał, o co jej chodzi. Potrzebował sekund, które mogły były dla nich zbawienne, żeby zrozumieć sens tych słów. Wreszcie sobie uświadomił, jaki ma to znaczenie dla ich sytuacji; ostatni raz przycisnął ją do klatki piersiowej w geście przytulenia i położył ją na podłogę. Szybko wyjął pistolet odbezpieczył go, w pełni gotowy na atak wroga. Stał jeszcze parę sekund, które wydawały mu się wiecznością. Przez chwilę nawet nie wierzył, że ktoś w ogóle na nich czeka, dopóki nie usłyszał szeptów zza ściany. Znowu podniósł broń, która zdążyła już delikatnie opaść, teraz musiał czekać. Nie potrafił zdobyć przewagi i wyskoczyć z okrzykiem, nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Tak bardzo chciał zostać przy kobiecie, która leżała w tej chwili na ziemi, że podejmował nie najlepsze decyzje. Postanowił jednak obronić ją, mimo takiej dość niekorzystnej sytuacji. Stanął w rozkroku, czekając na ruch wroga.
- NA ZIEMIĘ! - krzyknęli ubrani na czarno mężczyźni, mieli oni maski na głowach i potężną broń, która kilkukrotnie przewyższała możliwościami jego. Policjant jeszcze przez chwilę miał pistolet w górze, po zdaniu sobie sprawy, w jakiej znajduje się sytuacji, opuścił ją.
CIĄG DALSZY NASTĄPI

























TERAZ

- Jak dobrze, że przyszliście - zwrócił się do antyterrorystów, którzy stali przed nim. Mężczyźni niechętnie opuścili broń, widząc sprzymierzeńca. - Zabraliście ich?
- Tak, jeszcze nie znamy ich tożsamości - odpowiedział jeden.
- To Szymon... I Krystyna... Mikołaj, ty ich znasz - wyszeptała Ola resztkami sił. Mundurowi spojrzeli ma aspiranta. Ten najpierw podszedł do Oli, wziął ją na ręce i pozwolił, żeby się w niego wtuliła. Delikatnie złapał ją za głowę i przycisnął do klatki piersiowej, nie chcąc, żeby go usłyszała.
- Szymon Napierski i Krystyna Zawada - skojarzył wszystkie fakty, które wcześniej nie były dla niego takie oczywiste. - Później złożymy szczegółowe zeznania, teraz idę z nią do radiowozu, mam nadzieję, że zawiadomiliście karetkę.
Wyminął ich, niosąc ją w ramionach. Ze strachem stwierdził, że z każdą sekundą staje się coraz słabsza. Delikatnie nią potrząsnął, a ona na chwilę otworzyła oczy, spoglądając na niego bez żadnego wyrazu. Niebieskie tęczówki nie jaśniały jak dawniej, nie było w nich żadnego blasku. Można wręcz stwierdzić, że były matowe, porażały swoją obojętnością. Nie wyrażały tego smutku, jaki czasem przeżywała, ani nie było w nich tego szczęśliwego blasku, dzięki któremu na jej widok się uśmiechał. Białach jednak nie miał możliwości napatrzeć się na to, gdyż posterunkowa ponownie zamknęła oczy.
- Młoda... - wyszeptał, nie było go stać na nic więcej. Czuł się tak, jakby Ola miała zaraz wyzionąć ducha w jego rękach. Czuł strach i przerażenie, że już nigdy nie ujrzy jej uśmiechu, blasku w oczach, opadania grzywki na jej czoło, którą zawsze poprawiała, gdy się denerwowała.
Nie.
Dopóki czuje bijące od niej ciepło, nie straci nadziei. Będzie lojalny wobec niej, aż do śmierci. I nie pozwoli jej tak łatwo umrzeć. Przyśpieszył swego kroku, już po paru sekundach znajdował się przed karetkę, która już tam stała. Niepewnie oddał im policjantkę, a po chwili na bok ściągnęli go antyterroryści.
- Jedno pytanie. Co tam się działo? - Mikołaj trochę zawstydził się tym, że musi opowiadać o zachowaniu Oli, jednak po chwili zrozumieli, że tu chodziło o to, czy coś im zrobili.
- Aleksandra leżała na ziemi, a ja dostałem komunikat, że bandyci się zbliżają. Uciekłem więc w głąb budynku. Tam, całe szczęście, znaleźliście nas Wy.
- Dobrze, chcemy, żeby pan potwierdził, czy Ci, którzy są w samochodzie to wskazane przez pana osoby.
- Dobrze - niechętnie ruszył za nimi. Po zbędnych formalnościach wrócił do karetki, która już zbierała się do odjazdu.
- Co z Olą? - spytał, a ratownik odpowiedział bez żadnych emocji:
- Poszkodowana jest stabilna. Została najprawdopodobniej odurzona narkotykami, więc nie wiemy, jakie będzie niosło to za sobą konsekwencje. Może być uczulona - Mikołaj chciał coś jeszcze powiedzieć, ale lekarz, który siedział wewnątrz karetki, nie pozwolił mu dokończyć.
- Nie może pan jechać z nami. Piotr, za kierownicę i ruszamy!
- Tak jest doktorze - brunet o kręconych włosach wsiadł przed kierownicę i z piskiem opon odjechał.










Nie wiem czy krótko, czy długo, czy cokolwiek. Siedziałam nad tym długo, nie umiejąc przelać myśli na kartkę. Ale w końcu powstało to. Dzisiaj nawet nie napiszę pytań. Jednak proszę, zostawcie zwykłe komentarz, w stylu "super", "emocjonujące", cokolwiek, starczy mi nawet "przeczytałam/em".

Pozdrawiam
Nadia

piątek, 24 lipca 2015

23. Ona umarła

Do pomieszczenia wbiegli przestępcy, podnosząc jej ciało do góry. Uniósł głowę, a po jego policzkach spłynęły kolejne łzy. Nie umiał tego zatrzymać, trzymali ją tak jakby już nie żyła, a on nie chciał w to wierzyć. Cały czas miał nadzieję, że kobiecie uda się przetrwać ten czas, że pomimo porwania zachowa uśmiech. Teraz jej twarzyczka była blada, spowita czernią swych włosów. Jej delikatne ciało wyglądało na bezwładne, ręce miała spuszczone w dół. To już wyglądało naprawdę na koniec. Mikołaj miał tylko nadzieję, że nie męczyła się długo
- Odsuń się! - wykrzyknął, a po chwili przyłożył do jej kruczoczarnych włosów pistolet. Policjant odruchowo się odsunął.
- Zostawcie ją, to wam nic nie da. Jeszcze wszystko da się odkręcić - mówił załamany
- Zamknij się psie! - chuda rączka dziewczyny podniosła się i złapała za koszulę bandyty, a jej zabójca uśmiechnął się złowieszczo. - Nie zabieraj jej życia!
- Nie rób jej krzywdy! - powiedział donośnym głosem, a w jego sercu zapłonęła nadzieja.
- Pod ścianę! - krzyknął - Inaczej ją zabije!
Mężczyzna niepewnym krokiem podszedł pod ścianę, ciągle patrząc na przestępców. Nie ufał im, ale nie mógł zrobić nic innego.
- Mikołaj - powiedziała dziewczyna i rozwarła powieki, spoglądając swym smutnym spojrzeniem na niego. Jej tęczówki zaświeciły się, patrząc na niego błagalnie. Zamknęła oczy, a po jej policzku spłynęła łza. Zrobiła to, gdyż ujrzała niedaleko stojących policjantów, którzy ich zabezpieczali. Ale nie mogli nic zrobić, skoro ona jest w niebezpieczeństwie, wiedziała o tym. Była pewna, że musi coś zrobić, ci bandyci zaraz zaatakują Białacha, ale ona nie może na to pozwolić. Dopóki mają ją w swych objęciach, nie pomogą mu. Otworzyła oczy po chwili, znowu patrząc na Mikołaja. Nie było w nich strachu, tylko determinacja; policjant wyraźnie był tym zaskoczony. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, kobieta złapała pistolet przestępcy, ten nie dał go sobie wyrwać. Wciąż go trzymał, a ona nim szarpnęła w taki sposób, żeby odpalił. Wystrzelił w jej stronę, przyprawiając ją o ogromny ból, który po sekundzie znikł. Bandyci byli zdezorientowani, gdyż jeden z nich trzymał martwe ciało. W tym momencie wkroczyli policjanci, a oni nawet nie oponowali. Zabójca szturchnął kolegę, oboje podnieśli ręce, a ciało uderzyło o ziemię. Szybko zabrali ich do radiowozu. Białach powoli podszedł do niego, wciąż nie wierząc w to, co się stało. To ciało jeszcze przed chwilą żyło, oddychało i czuło tak samo jak on. A teraz leżało bezwładnie, a krew wciąż z niego wypływała. A raczej z niej, bo to nie było ciało, to była kobieta. Nie żyła, ale wciąż była sobą. Spojrzał na jej twarz, usta miała wykrzywione w grymasie bólu, a zielone oczy były wybałuszone, wyglądało to tak, jakby patrzyła na niego zza światów. Po jego policzku spłynęła, już kolejna w ciągu tego dnia, łza.
- Kasiu... - wyszeptał cicho. Siostra jego żony leżała przed nim, a on pozwolił jej umrzeć. Po prostu. Nie zrobił nic, tylko pozwolił im zabić ją. Tak jakby nic dla niego nie znaczyła. Prawda, była czasem denerwująca, ale obdarzył ją wielką sympatią, traktował ją jak siostra, której nigdy nie miał. A teraz pozwolił jej umrzeć, chociaż ona na to nie zasłużyła. Była najszczęśliwszą osobą, jaką znał, a teraz ją stracił...

To stało się kilka lat temu, ale troski życia codziennego przysłoniły to wydarzenie. Nie myślał już o niej cały czas. Dopiero to samo miejsce i możliwość stracenia kolejnej ważnej osoby w życiu przypomniały mu o niej. To tylko pogorszyło jego stan, miał ochotę schować się i zacząć płakać. Dopuścił, żeby kolejna osoba zakończyła swe życie przedwcześnie. Zależało mu na niej, byli przyjaciółmi, kochał ją i pozwolił jej odejść. Wszystkie osoby, na których mu zależało odeszły. Jego ojciec zmarł na alzheimera, brat zginął w wypadku. Wszyscy go zostawiali samego z problemami. Nawet kobieta, która przysięgała, że go nie opuści aż do śmierci rozwiodła się z nim. Wbrew pozorom bardzo go bolała jej strata. Dopiero pewna kobieta zwykłym uśmiechem sprawiała, że on też się uśmiechał. Ale teraz leżała przed nim. Spojrzał na Wysocką jeszcze raz - nie leżała w kałuży krwi. Po chwili wpatrywania się, ujrzał, jak jej klatka piersiowa unosi się do góry. Zaiskrzył w nim płomyk nadziei. Momentalnie pokonał dzielącą ich odległość, a mało co się nie wywracając, zbliżył policzek do jej ust, a po chwili wyczuł na nim jej oddech. Jego serce zabiło kilka razy szybciej, a on nie do końca wiedział, co teraz począć. Delikatnie złapała ją za ramiona i potrząsnął
- Ola... Olka obudź się - posterunkowa powoli otwierała oczy, patrząc nieprzytomnie przed siebie. Mikołaj uśmiechnął się słabo. - Przepraszam cię, ale teraz otwórz oczy
Policjantka spojrzała na niego półprzytomnie, musiała się chwilę w niego wpatrywać, żeby go rozpoznać. Ogromny ból głowy jej w tym przeszkadzał, czuła się, jakby coś rozsadzało ją od środka
- Mikołaj? - spytała słabo i niepewnie
- Tak, to ja... Chciałem Ci pomóc, musiałem Ci pomóc - powiedział, wyciągnął srebrny przyrząd z kieszeni i zbliżył się do niej. Kobieta się wzdrygnęła, bała się noża. Jednak ten uwolnił ją z uwięzi. Powoli rozprostowała ręce, ciągle czując ból. Miała na nich ślady zadrapań. Na nogi wolała nie patrzeć, choć szczypały ją bardzo podobnie. Swe spojrzenie znowu zwróciła na swojego wybawiciela, a do jej głowy od razu wdarła się brązowooka dziewczyna.
- Nie powinieneś być przy Emilce? - powiedziała ze złością w głosie, a po jej policzku spłynęły łzy. Miała nadzieję, że zaprzeczy jej wszystkim chorym przypuszczeniom.
- Ola, mnie z Emilią nic nie łączy. Jakby łączyło, powiedziałbym Ci - posterunkowa podniosła wzrok z podłogi i spojrzała na jego twarz. Teraz widziała wyraźniej, chociaż nadal nie normalnie, mimo to ujrzała ślady łez i delikatnie czerwone oczy.
- Płakałeś - spytała smutna i zaskoczona. Ten tylko zbliżył się do niej i otarł jej łzy. Kobieta zarzuciła swoje ręce na jego szyję, przytulając go. Była na niego nadal trochę zła, ale aktualnie nad tym uczuciem górował smutek. Potrzebowała obecności kogoś bliskiego, chociażby przyjaciela. Przytulała go większością siły i płakała jej resztką. Bała się cały czas, ale teraz odczuła ulgę i pomimo wciąż tak wielkiego narażenia ich życia, czuła się bezpieczna. W jego ramionach czuła coś, czego nigdy wcześniej nie odczuwała. Tak piękną chwilę zagłuszały jednak jej zawroty głowy, które ciągle jej towarzyszyły. Złapała się za nią, ale Mikołaj o nic nie zdążył spytać, gdyż odezwało się radio
- Mikołaj, uważaj, oni wracają - powiedziała przerażona Monika. Mikołaj spojrzał na Aleksandrę, do której chyba nie do końca o zagrożeniu. Wciąż się w niego wtulała, prawie w ogóle nie kontaktując. Wsunął rękę pod jej kolana, drugą położył na plecach i podniósł ją, po chwili uciekając w głąb budynku. Ola spojrzała na niego
- Ratuj mnie - wyszeptała, a po chwili, nie do końca świadoma swoich czynów, złożyła na jego szyi pocałunek. Mikołaj przyśpieszył, bo w przeciwieństwie do Oli słyszał za sobą kroki. Wbiegł do jakiegoś pokoju, mając nadzieję, że ten ktoś pójdzie dalej. Niestety tuż koło tego pokoju kroki ustały, jakby ktoś zatrzymał się, w pełni gotowy zaatakować.








Uhuhu, a miało nie być przerwanej akcji. Cała ja.
No cóż, powinny być pytania. No to będą:
1. Przestraszyłam was tą Katarzyną? Wzbudziłam w ogóle jakieś emocje?
2. Czy Oli i Mikołajowi uda się uciec? Jeśli tak, to jak?
Pozdrawiam, do wtorku
Nadia

wtorek, 21 lipca 2015

22. Znalazłem ją...

- Wciąż uważam, że to nie było dobre posunięcie z jego strony - Monika prowadziła żywą dyskusje z jednym z pasażerów, drugi był do tego nie zdolny, próbowała zapomnieć o niedawnej rozmowie z mężem.
- Ale ona może być dosłownie wszędzie - odpowiedział Krzysztof, widząc pozostałości zdenerwowania po "rozmowie" z Arturem.
- No dobra, ale żeby od razu sprawdzać każde czarne BMW? Przecież mamy numery rejestracyjne - powiedziała przepełniona złością
- Ale mogli zmienić. Poza tym przyznasz, że to jeszcze nie przekracza granicy ostrożności - odetchnęła ze zrezygnowaniem.
- Nie. Jeszcze - zaakcentowała. - Ale zaraz przekroczy i popadniemy w paranoje.
- Nie przesadzasz?
- Monika? - przerwał dyskusję Białach, czując, że zaraz rozpęta się piekło.
- Tak? - spytała przymilnie, a po chwili rzuciła zabójcze spojrzenie w stronę Krzyśka.
- Gdzie jedziemy? - spytał, rozglądając się po okolicy. Dalej jeździli w swoim terenie, ale teraz byli tam, gdzie zgłoszenia były wyjątkowe. Właśnie minęli blok, który był chyba jedynym w promieniu kilometra. Teraz zaczynał się las, w którym całe szczęście była porządna droga.
- Chyba nie myślisz, że przestępcy będą sobie jeździć po mieście - zaśmiała się serdecznie, próbując rozładować to napięcie. Trochę ją to denerwowało. - Musieliby być kompletnymi - zacięła się na chwilę, próbując znaleźć odpowiednie słowo, które nie będzie ich w ten sposób obrażać - bez mózgami.
- Ale to są kretyni! - wrzasnął, a Kownacka wiedziała obrzuciła go groźnym spojrzeniem, którego bali się przestępcy. Na niego to nie działało. - Myślisz, że kto normalny najpierw bije do nieprzytomności, - chociaż była przytomna, to określenie to najbardziej mu pasowało, określając jej stan fizyczny w tamtym momencie - a potem porywa? I to podobno osobę, którą kocha! - policjant kipiał ze złości.
- Na pewno nie są normalni, ale popatrz, wiedzieli, którędy idzie do pracy i mieli możliwość ją uprowadzić, więc musieli ją śledzić. A ona najwidoczniej nie była tego świadoma.
- Ale i tak znamy ich tożsamość
- Jego. Auto należy do Szymona, tego jesteśmy pewni. Ale kim była ta kobieta?
- Nie wiem! - wykrzyknął kolejny raz, żeby po chwili bezwładnie opaść na oparcie. Czy to, normalne, że tak się o nią martwi? To na pewno jego przyjaciółka, ale przecież nigdy nie miał ochoty rozszarpać żadnego przestępcy, a kiedyś taki bandzior wpędził jego córkę w kłopoty. Wtedy miał ochotę temu Bartkowi "przywalić", ale nie życzył mu śmierci. Przez jego serce przeszła kolejna fala smutku. Co jeśli już nigdy nie usłyszy jej słodkiego głosiku? Być może nie jest pewny czy ją kocha, ale na pewno mu na niej zależy. Jest dla niego bardzo cenna. Nie chciał sobie wyobrażać życia bez jej uśmiechu, spojrzenia, gestów z jej strony. Nie chciał, ale sobie wyobraził. To było tak realne, że wydawało mu się, że śni. Zamknął więc oczy skupiając się na tym.
Mikołaj rozejrzał się. Był we własnym domu, jednak teraz był mocno zaśmiecony. Na podłodze leżały różnego rodzaju przedmioty codziennego użytku, między innymi chusteczki, kubki i opakowania foliowe. Zezłościł się i przyklęknął, żeby to posprzątać, ale nie mógł. Jego ręce przechodziły swobodnie przez to, tak jakby był duchem. Mężczyzna zawahał się, ale po chwili zbliżył się do ściany - przeszedł przez nią i był w swoim pokoju. Tam, na łóżku, ujrzał siebie.
- Aha, czyli jestem tylko obserwatorem. Dziwne, zwykle byłem "głównych bohaterem" - zaśmiał się. Jego wyobrażenie kierowało się w złym kierunku, powinien je przerwać, ale zapowiadało się dość ciekawie, jeszcze nigdy nie wymyślał czego podobnego. Oparł się o ścianę. Po chwili pomyślał o absurdalności tego, przecież przed chwilą przez nią przechodził. W momencie, w którym sobie to uświadomił, przewrócił się, będąc w połowie w ścianie. Szybko wstał i otrzepał się. Zaczynało go to denerwować. Wtedy wstał jego odpowiednik. Miał kilkodniowy zarost na twarzy, oczy zmęczone i podkrążone. Wstał niepewnie chwiejąc się, widocznie nie miał siły. Podparł się o szafkę, a po chwili dumnie stanął.
- Coś ty ze sobą zrobił? - spytał duch, ale człowiek go nie usłyszał, tylko ruszył przed siebie. Obejrzał się po mieszkaniu, a kiedy upewnił, że nikogo nie ma, usiadł na krześle w kuchni, wyciągając piwo z lodówki. Przystawił siedzenie do stołu i zaczął wpatrywać się w stojące na nim zdjęcie. Wziął łyka napoju, a po jego policzku spłynęła łza. Targały nim różnorodne emocje, wciąż nie chciał wierzyć, że już nigdy jej nie zobaczy. Minęło już parę dni, ale ten człowiek ciągle się tym zadręczał. Mikołaj nie mógł na to patrzeć, przeszedł do innego pokoju, zostawiając siebie samego. Teraz zobaczył telefon człowieka, który tu mieszka. Niby nie ma prawa w nim grzebać, ale jednak to on jest właścicielem mieszkania. O dziwo udało mu się podnieść komórkę i zobaczył parę SMS-ów. Najbardziej zszokowały go te, których numery były zapisane jako od jego córek. Od Dominiki:
"Nienawidzę cię ojcze! Ranisz wszystkich na około!"
"Dlaczego nam to robisz? Jesteś egoistą!"
"Przestań chlać, to pomożemy Ci! Ogarnij się!"
Były również wiadomości od młodszej z jego pociech:
"Tatusiu, dlaczego mam się do Ciebie nie odzywać? Mama mówi, że jesteś zły, ale ja jej nie wierzę."
"Dlaczego ostatnio tak się kiwałeś, gdy widziałam Cię na mieście? Tato..."
Mikołaj otworzył gwałtownie oczy. Wciąż nie wierzył, że jego mózg spłatał mu taki figiel. On się martwi o Olę, a ten go jeszcze pogrąża. Nie, jeśli nie znajdą posterunkowej to się nie załamie. Ale znajdą ją! Prędzej czy później ją znajdą. Całą i zdrową. Musi w to wierzyć...


Monika rozglądała się, wypatrując czegoś co zwróci jej uwagę i nie będzie drzewem. Trochę ją denerwowało to, że wciąż widzi jednostajny obraz, bo w ten sposób nie umiała się skupić na pracy, a do jej głowy powrócił jej mąż. Ciągle nie potrafiła uwierzyć, że tak się zachował, jak kompletny tchórz. Chciał ich opuścić, niby żeby im pomóc, ale ona nie wierzyła, że to pomoże. Zostawiłby ją samą z niepełnosprawnym, adoptowanym synem, czy tego nie można nazwać tchórzostwem? Pomoc głównie polega na pomocy emocjonalnej, powinien pomóc im przejść ten ciężki okres, żeby szli dalej. Ale mu do głowy musiał przyjść ten "świetny" pomysł. Prędzej umrze niż się na to zgodzi.

- STÓJ! - wykrzyknął Mikołaj, przerywając jej rozmyślenia. Kobieta zahamowała dość ostro, ale nic poważnego nikomu z obecnych się nie stało.
- Co się stało? - rozejrzała się. Jej uwagę przykuł duży, opuszczony budynek. Chyba to była kiedyś jakaś hala.
- No nie widzisz? - spytał aspirant a po chwili pokazał na auto stojące przed budowlą - czarne BMW i ma chyba identyczne numery!
Krzysiek spojrzał do notatnika i potwierdził jego wersję. Podjechali trochę bliżej, wcześniej wezwali posiłki. Mieli nie wchodzić do środka, ale z nimi był Mikołaj. Wysiadł z radiowozu i przybliżył się do samochodu nieprzyjaciela na odpowiednią odległość. Ujrzał przed nią dwie postacie, jedna trzymała telefon i rozmawiała na głośniku. Niestety był zbyt daleko, by to usłyszeć. Po chwili dołączył do niego patrol 06.
- Zostańcie tu, ja pójdę do środka.
- Oszalałeś? Mieliśmy czekać! - Zapała mówił cicho, mimo to był to podniesiony ton.
- Oboje są na dworze. Jest mała szansa, że ktoś jest w środku. Dobra, bądźcie tu - wbiegł w krzaki, żeby być jak najmniej widocznym. Po chwili zwolnił swój krok, zaklinając pod nosem wszystkie suche gałązki. Bardziej powinien się obawiać, że go zobaczą, w końcu on ich nie słyszał, jednak postanowił zachować wszelkie środki ostrożności. Wyminął budynek, nie zwracając najmniejszej uwagi na urok tego miejsca. Po ścianach piął się bluszcz, a naprzeciwko budynku rozciągał się piękny las. Jedyne, co go teraz interesowało, to okno. A raczej jego brak. Podskoczył i spróbował złapać cię muru, ale tylko obtarł sobie ręce. Szybko pobiegł po deskę, która niedaleko widział. Wrócił z nią i podstawił pod ścianę. Pomógł sobie, przeniósł na nią część swojego ciężaru, żeby po chwili znaleźć się w środku. Pobiegł przed siebie. Nie słyszał nic, ani krzyku, ani płaczu. Jego ciałem zawładnęła podejrzana nostalgia. Tak jakby już kiedyś tu był i to robił. Niestety tamto kojarzyło mu się ze smutkiem, jakby mu się nie udało. Wyrzucił te podłe myśli z głowy i wbiegł do ogromnej sali. Zobaczył, jak ciało kobiety leży pod ścianą. Szybko ruszył w jej stronę. Im znajdował się bliżej, tym bardziej zwalniał. Ola się nie poruszała, a na policzkach były ślady tuszu. Zatrzymał się parę metrów przed nią. Do jego umysłu powróciła wizja z przed kilku minut. Dopiero teraz zrozumiał, dlaczego tam się tak zachował. Sam teraz miał ochotę to zrobić, opić się i zapomnieć. Ale przecież w ten sposób tylko raniłby innych, ciągle. Może lepszym pomysłem było dołączenie do ukochanej? Zaprzeczał temu, ciągle nie wierzył, że ją kocha, ale teraz to zrozumiał. Nie może bez niej żyć. Chce być z nią, gdziekolwiek jest.

Opadł na kolana, a po jego policzkach zaczęły ciec łzy.










Hej! Podobał się rozdział? A ja mam do was kilka pytań.

1. O co w końcu chodzi z tym Arturem?
2. Mikołaj da radę żyć bez Oli? A może spełni swe myśli?
3. Jak oceniacie zachowanie komendanta? Przesadził z tym BMW, czy może jest to zrozumiałe?
Liczę na wasze opinie :D

Przy okazji, postanowiłam, że nie będę was męczyć tak długo. Zwłaszcza, że kolejny rozdział już napisany (bo ten podzieliłam na dwa). A więc kolejny rozdział w piątek.
Pozdrawiam
Nadia

wtorek, 14 lipca 2015

21. Chcę jej pomóc...

Gabinet Komendanta 11:37
- Jak to - porwana? - Spytał zdenerwowany Wysocki, dopiero niedawno doszła do niego ta informacja. Wcześniej myślał, że skoro nie przyszła, to musiała mieć jakiś powód. Ostatnio w jej życiu wiele się działo, dlatego nie był aż tak zły, że go nie poinformowała. A wiadomość, że została porwana zszokowała go.
- Niejaki Artur Kłos to zgłosił - odpowiedziała Monika. Widziała zdenerwowanie swojego szefa, dlatego próbowała mówić najspokojniej, jak potrafi. - Posiadamy aż nagranie przestępstwa - Niestety to tylko pogorszyło sprawę.
- Aż? Przecież to nie oznacza powodzenia! Przecież wiesz sama, jaka jest trudność z porwaniami. Nie macie nic więcej?
- Mamy również rysopis przestępców, numery blach, jest szansa na powodzenie - próbowała jakoś uspokoić komendanta, ale bała się jego reakcji coraz bardziej. Szacunek do tej osoby na przemian malał i wzrastał, teraz malał. Wiedziała, że może się bać o córkę, ale jego podejście było nieprofesjonalne. Całe szczęście Wojciech zrozumiał swój błąd. Zdjął okulary i przetarł oczy, próbując opanować nerwy.
- Przepraszam, nie powinienem - powiedział zakładając okulary z powrotem na nos. - A teraz wracaj do pracy, odmaszerować!
- Tak jest! - powiedziała i wyszła z pomieszczenie, a szacunek do inspektora wrócił do normy.
Wysocki podszedł do okna, uchylając je. Nie umiał pojąć, dlaczego kolejny raz jego córka jest w niebezpieczeństwie. Znowu nie ma z nią kontaktu, tylko teraz było gorzej. Wcześniej żył nadzieją, że nic się jej nie stało i, że uciekła przed mordercami. Teraz nie mógł w to uwierzyć, fakty mówią, że została porwana i jest zdana na łaskę bezwzględnych przestępców. Tylko dlaczego akurat ona? Dlaczego nie on? Bardzo chciałby, żeby to on był na miejscu córki. Prawdą było, że ostatnio odsuwali się od siebie, ale nie zmieniało to faktu, iż kochał ją i że nie chciał jej stracić. A teraz było możliwe, że już nigdy nie zobaczy jej i nie zaprosi do domu na obiad. Nie porozmawia z nią tak jak dawniej, nie będzie mógł jej nigdy więcej spotkać. Straci swój skarb i nie będzie mógł go odzyskać. W jednej chwili smutek ogarnął jego ciało, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Usiadł na krześle i złapał się za klatkę piersiową, czując jak serce zaczęło nieznośnie bić. Każdy jego skurcz odczuwał mocniej, niż powinen. Chciał powrócić do stanu normalności, więc rozluźnił wszystkie mięśnie, rozkładając się przy okazji na krześle, zwolnił swój oddech tylko po to, żeby po chwili powrócić do pozycji stojącej. Nie umiał siedzieć na miejscu.


Mikołaj usiadł i schował głowę w dłoniach. Na jego twarzy malował się smutek i przerażenie połączyne z bezsilnością, dlatego chciał to ukryć. Przez jego ciało przeszedł kolejny dreszcz, który próbował za wszelką cenę przezwyciężyć, co przychodziło mu z trudem. Chciał się tego pozbyć, wyjść, wyżyć się na czymś, pobiegać, zrobić cokolwiek, ale nie mógł. Gdyby wyszedł to tak, jakby nie pomogał znaleźć Aleksandry, jakby odsunął się od niej w momencie, w której najbardziej go potrzebuje. Dlatego postanowił wziąć się w garść i przekonać komendanta, żeby mógł pojechać z patrolem 06. Ze swojej wiedzy o inspektorze mógł przypuszczać, że zwolni ten patrol z innych obowiązków służbowych i przydzieli ich tylko do tego porwania. Miał również nadzieję, że przekona go fakt, iż Ola zobaczy znajomą twarz, spotka przyjaciela po tak traumatycznych przeżyciach. Nie chodziło mu o przypodobanie się mu, ani nie chodziło też w całości o korzyści płynącej dla niej. Chciał po prostu jej pomóc i upewnić się, że już jej nic nie będzie grozić. Ruszył do jego gabinetu. Zapukał a po ledwie słyszalnym "proszę" wszedł do środka. Wojciech stał niedaleko okna, jego okulary leżały na biurku.

- Witam komendancie - przywitał się, a w jego oczach dojrzał obojętność.
- Czołem, aspirancie Białach.
- Chyba pan wie o porwaniu Oli? - spytał, a na twarzy swojego rozmówcy pojawił się grymas niezadowolenia połączonego ze smutkiem. Smutkiem tak głębokim, że nie widać dna. - Chciałem się spytać, czy mógłbym dziś zostać przydzielony do patrolu 06, jako trzeci policjant.
- Nie wolałbyś zostać na komendzie?
- Szefie, chciałbym się jakoś przyczynić do rozwiązania tej sprawy, poza tym jak ją dzisiaj odbijemy, to będzie się lepiej czuła, gdy zobaczy znajomą twarz.
- Skąd wiesz, że ją dzisiaj uratują? - wykrzyknął zdenerwowany
- Nie wiem, ale mam nadzieję, bo tylko ona mi pozostała - odpowiedział przyciszonym głosem, każde słowo wypowiadał powoli i z widocznym smutkiem - Musimy mieć nadzieję - potwierdził swoje słowa, mówiąc to wyraźniej, z większą pewnością, jednak z takim samym smutkiem.
- Musimy - mówił cicho Wysocki, przecierając swoją twarz. - Niech Ci będzie, możesz jechać. Każe dyżurnemu Ciebie dodać do składu.
- Dziękuję - powiedział szczęśliwy, jednak po kilku sekundach radość uleciała. Nie umiał być teraz uśmiechnięty, jego przyjaciółka jest w niebezpieczeństwie.
- Aspirancie, jeśli BSW przyczepi się przez to do nas, to ty będziesz za to odpowiadał - ton jego głosu był srogi.
- Tak jest! - stanął na baczność, a po chwili jego przełożony pokazał ruchem rąk, że może odejść. Odwrócił się na pięcie i od razu udał się do pokoju, w którym był jego nowy patrol.
- Nie ma mowy, jeśli to zrobisz, możesz nie wracać - Kownacka kłóciła się przez telefon, a Zapała przyglądał się temu zaskoczony. Po chwili dołączył do niego Białach, przyglądając się nerwowym gestykulacjom rąk kobiety, jakby chciała go przekonać do swoich racji, jakby stał obok. - Uważasz, że nie jestem do tego zdolna? ... Uwierz mi, jestem! - wykrzyknęła do słuchawki - ... Kocham cię, ale to nic nie zmienia. ... Pomyślałeś o Franku!? Co będzie przeżywał? ... Co!? Ja mam swoje wartości, których się trzymam, a to co mówisz, wykracza daleko poza nie! ... STÓJ! Przestań mówić! Dla mnie pieniądze to nie wszystko! ... Nie zamierzam dążyć po trupach do celów. ... Są ważniejsze rzeczy! ... Dobra, przemyśl to! Cześć! - Rozłączyła się i spojrzała na gapiów. Zdezorientowany Krzysztof spytał:
- Artur?
- Nie ku*wa, kochanek! Oczywście że to ten idiota! - oparła się rękami o o stół, próbując opanować emocje. Grzywka opadła na jej twarz, zasłaniając przy okazji oczy pełne przeźroczystej cieczy. Zamknęła oczy, przez co pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Wytarła ją pośpiesznie, wzięła parę głębokich oddechów i wróciła swym wzrokiem na policjantów - Ale to nie jest temat na dziś, a ja nawet nie mam ochoty się zwierzać nikomu - powiedziała, żeby odczepili się i zapięła sobie pasek z bronią - Musimy iść - złapała w biegu kamizelkę i wybiegła przed mężczyznami, którzy nie umieli dorówanać jej ani w ułamku, była za szybka. Po minucie byli w radiowozie i przystąpili do patrolowania ulic.









Na dzisiaj tylko tyle, reszta w następnym rozdziale. Miało być więcej, ale uznałam, że tyle będzie lepiej i będzie mniej tego trzymania w napięciu. A chyba tego chcecie.

Jak myślicie:
1. Czy znajdą Olę całą i zdrową?
2. Czy Mikołaj wyzna jej miłość?
3. O czym kłóciła się Monika z Arturem?
Jeśli chcecie, odpowiadajcie na te pytania, będzie mi miło poznać waszą opinię. Po to je tu wstawiłam :)
Dziękuję za przeczytanie, pozdrawiam wszystkich czytelników
Nadia

wtorek, 7 lipca 2015

20. Przesłuchanie Artura

- Monika nie możesz szybciej? - powiedział Mikołaj przez zaciśnięte zęby.
- Jadę jak najszybciej się da - odpowiedziała policjantka, jak oaza spokoju, jednak w głębi duszy mocno zaniepokoiło ją zniknięcie koleżanki. Nie znała jej dobrze, dlatego ta sprawa nie dotknęła ją tak samo jak pozostałych samców w radiowozie.
- Ale mogłabyś jechać troszeczkę szybciej? - dodał Krzysiek, a ona odpowiedziała mu tylko wzrokiem "Ty też?". Dodała jednak trochę gazu, jechali w końcu na sygnale.
Krzysztof był po równi zaskoczony i przestraszony. Znał policjantkę nie tylko z opowieści, tak jak Kownacka, jeździł z nią kiedyś, bardzo krótko, ale zdążył ją poznać. Do tego odwiedził ją wtedy, ponieważ czuł, że tak trzeba. Nie mógł być obojętny na czyjeś cierpienie, odznaczał się wysoką empatią; często ta cecha gubiła go w pracy. Poszkodowani to nierzadko sprawcy, a on nie chciał tego zakładać, ponieważ wierzył w ich niewinność. Jednocześnie jest to dobra cecha w pracy, gdyż wczuwając się w czyjąś sytuację łatwiej jest zdobyć jego zaufanie. W sytuacji z Olą odwiedził ją, gdyż była ranna, a on był dowódcą ich patrolu. Mogło tym kierować też poczucie winy, lecz nawet on sam wiedział, że to nie on był przyczyną problemów. Teraz bał się o życie kobiety, widział, jaka jest w środku delikatna, a zgłaszający powiedział, że zrobili to brutalnie. Nie wiedział też wcześniej o jej problemach, Szymon to nie była błahostka, dobrze że go nie ukrywała. Ze zdobytych informacji od dyżurnego wnioskował, że mężczyzna zrobił to w akcie zemsty, tylko jakiej? Tego Jacek mu nie powiedział. Mógł się tylko domyślać, więc to robił. Najbardziej prawdopodobne były dwie opcje: pierwsza to zemsta za brak pomocy, Szymon Napierski był nie raz karany za bójki, jednak Ola nie była tego świadoma; druga to zemsta za odrzucenie. Była jeszcze możliwość, że to Wysocka zaczęła kłótnie, jednak nie wierzył w to, było to wysoce nieprawdopodobne. Znowu odezwała się w nim empatia, jednak tym razem czuł całym sobą, że to nie może być ten powód. Ona nie byłaby do tego zdolna. Przynajmniej ta Aleksandra, którą znał.
- Mikołaj - aspirant coś odburknął, więc kontynuował - to ty byłeś na miejscu tego pobicia? - mężczyzna zastanawiał się chwilę, patrząc na niego, a potem schował głowę w dłoniach.
- Tak... - ciężko przychodziło mu do głowy to wspomnienie, jednak wiedział, że musi im powiedzieć. - Dobrze, że jej wtedy nie widzieliście. Słabła z każdą sekundą w oczach, nawet opatrunki nie dawały rady. Rany miała dosłownie wszędzie, cud, że ten gnój nie zrobił jej nic gorszego.
- Mikołaj! - upomniała go Monika
- Znasz ją lepiej, więc powiedz mi, czy była możliwość, że to ona to wszystko zainicjowała? - Białach widocznie zdenerwował się tym pytaniem, jednak podszedł do tego profesjonalnie. Wziął głęboki oddech i kontynuował swoją wypowiedź.
- Potem, w szpitalu, kiedy opowiadała mi, co się stało, rozpłakała się. Ona naprawdę to przeżywała, nie wierzę, że to ona zaczęła. Mówiła mi, że ten Szymon - zacisnął na chwilę zęby i pobrał znaczną ilość tlenu, żeby po chwili głośno ją wypuścić - zakochał się w niej, a ona nie odwzajemniała jego uczucia. Kochała kogoś innego - ostatnie zdanie wyszeptał ciszej. Patrol spojrzał na siebie znacząco, widząc załamanie aspiranta domyślali się, kto jest ukochanym Oli oraz kto kocha tą kobietę.
- Weź jej powiedz - Odezwała się blondynka, a mężczyzna spojrzał na nich pytająco.
- Przecież widzimy, że ją kochasz - dopowiedział Krzysiek.
- Dobra, koniec! To nie czas na to - widząc jego zdenerwowanie, nie powiedzieli nic więcej. Mikołaj nie sądził, że aż tak to widać. Znajomi, a prędzej obce mu osoby mówią mu, żeby jej powiedział. Nawet sny go do tego zachęcają! Po chwili zdał sobie sprawę z absurdalności tego: wszystko mu mówi, żeby jej to powiedział, a on zachowuje się jak tchórz. A przecież nim nie jest, nieraz dostał pochwałę, że zachował się bardzo odważnie podczas służby. Ale to nie to samo, jak okazywanie uczuć. Nigdy nie czuł takiej potrzeby, jednak teraz coś go rozsadzało od środka, żeby to z siebie wydusić. Pierwszy raz czuł coś takiego, kiedy widział Olę w jego brzuchu latały motylki, a serce przyśpieszało swe bicie kilkukrotnie. Przy niej mógł zrobić wszystko, tylko po to, żeby wywołać na jej twarzy uśmiech. Ludzie przypisują te objawy pod miłość, ale co jeśli to tylko przyjaźń? Bał się tego, że powie jej, co czuje, będą razem, a on przestanie to czuć. Ale przecież to nie możliwe, coś tak silnego nie może z dnia na dzień wygasnąć. To nie tylko przyjaźń, przecież nie bałby się tak o jej życie. Ale dlaczego akurat ona? Dlaczego ona ma w życiu tak pod górę? Wygląda to tak, jakby wszystkie nieszczęścia spadły na nią, a on nie potrafił nic zrobić. Przecież mógł jej się przeciwstawić i jej pomóc.
- Do jasnej cholery, Mikołaj, co ty zrobiłeś - szepnął sam do siebie, jeszcze ciszej dodając - a raczej czego nie zrobiłeś
- Mikołaj, to nie twoja wina - powiedział Krzysztof.
- Właśnie, nie zadręczaj się, już jesteśmy.
Aspirant rozejrzał się. Rzeczywiście, byli już na miejscu. Wysiadł jako pierwszy i podszedł do jakiegoś mężczyzny. Był blondynem o niebieskich oczach, o jasnej cerze, na jego ciele spoczywało ciemne ubranie, ubrudzone ziemią. Na jego twarzy gościło przerażenie, a jego ręce się trzęsły. Policjant podszedł do niego, chwilę czekając na współpracowników.
- Sierżant sztabowa Monika Kownacka, starszy posterunkowy Krzysztof Zapała, aspirant Mikołaj Białach.
- Artur Kłos, dzień dobry.
- Co się stało z Olą? - spytał Mikołaj, niecierpliwiąc się powoli. Dostał za to z łokcia.
- Widziałem, jak dwoje przestępców wciąga panią Aleksandrę do samochodu, takiego czarnego, BMW chyba.
- Ale skąd pan wie, jak ona się nazywa?
- Nagrywałem, jak ją straszę i wtedy... - policjanci mu przerwali
- Nagrywał pan? - powiedzieli chórem. Nie zwrócili uwagi na drugą część wypowiedzi.
- Tak - wyjął telefon z kieszeni i otworzył na odpowiednim nagraniu.
- Musimy to wziąć jako dowód w sprawie - powiedziała Monika przyglądając się filmikowi. Aspiranta coś ściskało w sercu, widząca przerażenie ukochanej, z jej oczu leciały łzy. Z żalem patrzył na malutki ekran, próbując wychwycić jakieś szczegóły, niestety nieskutecznie.
- Spójrzcie tutaj - Krzysztof przewinął i zatrzymał film. - Widzicie?
- Ale co? - spytał zdezorientowany.
- No, ten przestępca, który głównie się przygląda, on ma posturę kobiety.
- Rzeczywiście! Tutaj jej nawet włosy wystają, chyba szatynka - Mikołaj przybliżył się.
- Ja ją skądś znam... Tylko nie mam pojęcia skąd...
- Dobra jedziemy na komendę z panem, musimy pana Artura przesłuchać - Kownacka zwróciła się do świadka. Poszła w stronę radiowozu uśmiechając się, myślała o swoim mężu. Pewnie teraz siedział w pracy, stercząc nad tonami papieru, wiedziała, jak lubi narzekać, dlatego zastanawiała się, czy mają go już chociaż troszkę dość. Tak jak ona czasami jego, mimo to bardzo go kocha. Ich miłość przeżywała kryzysy, ale teraz było wspaniale, dlatego cieszyła się, że to przytrzymali.
Mikołaj był wyraźnie niezadowolony, że musi siedzieć na komendzie, a nie może szukać Oli. Musiał to jednak wytrzymać.

11:32
Ola siedziała związana na podłodze, opierając się o ścianę. Była przerażona, znajdowała się w pustej hali, a z daleko słyszała rozmazane dźwięki. Były to dwa głosy: męski i damski. Krzyczeli na siebie, a ona zrozumiała tylko tyle, że chodzi o nią. Po chwili zobaczyła, jak podchodzą do niej dwie istoty. Na początku nie umiała rozpoznać jego towarzyszki, jednak teraz nie miała kominiarki. Miała gładką cerę, ciemne włosy i niebieskie oczy, który pałały nienawiścią. Krystyna niosła coś w ręku.
- Dlaczego wy mi to robicie?
- Nie wiesz? Zraniłaś nas oboje, a teraz za to zapłacisz - podeszła do policjantki wstrzyknęła jej coś pod skórę, sprawiając, że przed jej oczami pojawiały się różnokolorowe plamy, a jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Osunęła się na podłogę.







Zapraszam na mojego fanpage: Ola i Mikołaj - Nadia
W najbliższych dniach moja obecność na tym, oraz na innych blogach będzie niższa, gdyż jestem na wakacjach
Pozdrawiam serdecznie
Nadia

piątek, 3 lipca 2015

19. To tylko sen...

6:53
Mikołaj obudził się cały spocony. Od razu chwycił telefon i sprawdził datę. Dopiero dziś wraca do pracy z Aleksandrą. Sprawdził jeszcze, czy przypadkiem nie odpowiedziała na jego nieliczne wiadomości, ale telefon nic nie wyświetlał. Opadł znowu na łóżko. Widział sen jak przez mgłę, ale pamiętał jedno - kiedy powiedział Oli prawdę, ona to odrzuciła. Czy to był proroczy sen? Czy naprawdę jest skazany na Emilię? Czy Ola go nie kocha? Mikołaj zamknął oczy i skupił wszystkie swe siły, żeby ponownie usłyszeć fragment snu.
"Tak? To gdzie ty byłeś, gdy ja kochałam ciebie?" - otworzył oczy, słysząc ten głosik w głowie znowu poczuł się zraniony. Ciągle słyszał jedną z ostatnich części wypowiedzi. "Kochałam..." to znaczy, że ona go kiedyś kochała, że kiedyś jej na nim zależało. Kiedyś patrzyła na niego jak na mężczyznę, jak na człowieka, z którym chciałaby być. Każdy dzień sprawiał im obojgu taką samą radość, jeśli spędzili go razem. Czuli do siebie coś wyjątkowego, chociaż nie chcieli tego powiedzieć głośno, mogli w to nawet nie wierzyć. Ale jeśli ktoś nie wierzy, że wiatr istnieje, to czy on naprawdę nie istnieje? Mogliby zaprzeczać całym sobą, że nie ma wiatru, że nie kochają, ale nie daliby rady. Lecz dlaczego mieliby w to nie wierzyć? Czy dlatego, że tego nie widać? Ale jeśli nie widać wiatru, to czy to znaczy, że go nie czuć? Miłość muszą poczuć, trzeba się jej oddać i pozwolić, żeby ona kierowała uczuciami. To serce powinno wskazywać drogę, bo to ono jest w tym mistrzem, nie ma przeciwników, którzy byliby od niego lepsi. Czy mogą pokonać przeciwnika, którego nie widzą? Czy mogą zadać cios wiatrowi? Dopóki nie zrozumieją, że uczucia są niepokonane, będą z nimi walczyć. Potem poddadzą się, pójdą z wiatrem, dopiero wtedy zrozumieją, że jest o wiele prościej i przyjemniej. Że ich uczucia cały czas kierowały ich na właściwą ścieżkę, ale oni woleli ją omijać szerokim łukiem. Wydłużali sobie drogę skrótami, które tak naprawdę nic nie skracały. Chcieli ominąć tą główną drogę, która sprawiałaby im szczęście. Czasami ta droga była kręta, dlatego z niej zboczyli, bądź chcieli zboczyć. Zabierali sobie szczęście, nie pozwalali żyć szczęśliwie. Wszystko wbrew sercu, które do nich wołało, że postępują głupio, ale oni nie chcieli go słuchać. Dopiero po czasie będą w stanie zobaczyć, że serce miało rację, ale będą milczeć, to będzie dla nich za krótko. Dopiero po parokrotnie dłuższym czasie oczekiwania będą w stanie powiedzieć: "Moje serce miało rację, miało tą cholerną rację. Wyjaśniało mi, że postępuję nie najlepiej, ale ja byłem głuchy, przynajmniej próbowałem nie słyszeć. Ignorowałem. Teraz, kiedy me ciało nie tryska już energią, a lata mego życia niebezpiecznie zbliżają się do końca, żałuję. Tak bardzo żałuję, że nie słuchałem serca. Ale teraz już za późno, żeby cokolwiek naprawić..."
Mikołaj nie chciał tak skończyć. Ten sen uświadomił mu, że nie chce trzymać się daleko. Nie chce dopuścić do sytuacji, która wydarzyła się w jego śnie. Cały czas "szedł pod wiatr", opierał się swoim emocjom, ale teraz postanowił się im poddać. Od razu zadzwonił do Oli, nie odebrała, więc nagrał jej się.
- Cześć, tu Ola, nie mogę teraz rozmawiać, jeśli to coś ważnego, to zostaw wiadomość po sygnale - kiedy usłyszał sygnał zawahał się, ale wizja snu znowu go przekonała.
- Cześć Olu, wybacz, że tak wcześnie dzwonie, ale ten sen... Ja już wszystko zrozumiałem! - powiedział po chwili szczęśliwy - Dlaczego jesteś na mnie taka zła! Ale błagam, nie wierz Emilii! Nie wiem, co Ci nagadała, nie wiem, czy to przypadkiem nie coś o mnie, ale proszę, nie wierz jej! Chcę porozmawiać, proszę... - zaciął się - Jeśli masz czas, to przyjdź do pracy wcześniej. Do zobaczenia.
Ubrał się i praktycznie wyleciał do samochodu, po kilku minutach będąc na komendzie. Kawa nie była mu potrzebna, jego krew krążyła kilkukrotnie szybciej, a mu nie pozostała nic innego, tylko mógł czekać i słuchać pikania tego "durnego" zegarka.
Ola nie spała, widziała, jak Mikołaj dzwoni, ale nie odebrała. Kiedy słuchała któryś raz nagrania głosowego, wreszcie mu uwierzyła. Cały czas ją coś blokowało, Emilia była taka wiarygodna, a Mikołajowi nie ufała w sprawach miłości. Zawsze czuła, że akurat w o tej sprawie z nią najmniej rozmawia. Ale teraz nie potrafiła mu nie uwierzyć, a raczej nie chciała. Ubrała szybko czerwoną sukienkę za kolano i narzuciła na to niejednolicie szarą marynarkę, do tego czarne baletki, malutka torebka z komórką, dowodem i innymi potrzebnymi jej przedmiotami; była gotowa do wyjścia. Jeszcze tylko delikatny makijaż i już była na zewnątrz. Szybko i pewnie stawiała kroki, idąc swoim skrótem - ulicą oddaloną od ludzi. To było dość dziwne i odosobnione miejsce, ale to właśnie je Ola lubiła najbardziej. Kochała patrzeć na otaczającą ją przyrodę, a właśnie ten skrawek, niedaleko centrum, był pusty. Wyglądał na zapomniany i rządził się swoimi prawami, po pniach wiły się łodygi roślin, na których zostały resztki owoców, najczęściej trujących. Liście zaczęły powoli zmieniać swe barwy, mieniąc się w kropelkach deszczu. Czuła, jak otaczający ją świat powoduje u niej uśmiech, jak mimo chłodnych temperatur jej jest gorąco. Zatrzymała się na chwilę, żeby wziąć głęboki oddech. Stała tak chwilę, ale po chwili do jej umysłu powrócił Mikołaj, więc znów ruszyła. Słońce przedarło się przez chmurę, spoglądając na twarz policjantce. Ola tylko się uśmiechnęła, będąc trochę oślepioną. Dlatego z początku nie zobaczyła czarnego samochodu, które stało na poboczu. Nie spodziewała się, że ktokolwiek może stać na tej mało uczęszczanej drodze. Dlatego, gdy zobaczyła ten samochód, zatrzymała się i przez chwilę się w niego wpatrywała. Krzyknęła w pewnym momencie, gdyż z krzaków wyskoczył dwudziestolatek.
- Buu! - wtedy krzyknęła, szybko się jednak uspokoiła.
- Co pan robi? - wtedy wyciągnął telefon przed siebie i zaczął mówić:
- Siema! Tu ja, Artur! Chcieliście "pranka" to proszę bardzo! Reakcja dość spokojna, dzień dobry, jak się pani nazywa? - spojrzał na nią
- Posterunkowa Aleksandra Wysocka, Komenda Miejska we Wrocławiu - zarecytowała patrząc na jego reakcję. Ten tylko uśmiechnął się, ani trochę się nie przejął.
- Czyli policjantka, to jednak niezłego napędziłem jej stracha.
- Mi napędzić stracha? Może tylko troszeczkę - powiedziała i uśmiechnęła się. - Przepraszam, śpieszę się, ale mogę pana o coś prosić? Niech pan tego nie publikuje, byłabym wdzięczna, nie mam ochoty teraz na takie psikusy. Dziękuję i do widzenia - pożegnała się, a Artur nagrywał jak odchodzi, mówiąc przy okazji.
- Czyli jednak tego nie zobaczycie. Niby policjantka, a ma w sobie tyle serca, miło było ją poznać... - przerwał, mimo, że wciąż nagrywał. Zobaczył, jak jakiś mężczyzna zatyka usta posterunkowej, ciągnąc ją przy okazji do czarnego samochodu. Chciał coś zrobić, ale sparaliżowało go przerażenie, więc nadal nagrywał. Kobieta krzyczała stłumionym głosem, próbując się wyrwać od mężczyzny. Poznawała jego zapach, to był Szymon. Wszystkie wspomnienia wróciły, a po jej policzkach znów zaczęły ciec łzy. Mężczyzna z czyjąś pomocą zkleił jej usta i wrzucił do bagażnika. Zrobili to bardzo sprawnie, trwało to wszystko mniej niż minutę. Napierski ruszył z piskiem opon, a łkająca Ola próbowała się uspokoić, ponieważ czuła, jak z każdą łzą jej się coraz gorzej oddycha.
Artur, który był tego wszystkiego świadkiem, zadzwonił po policję. Podał im jej dane, które mu wyrecytowała, więc bez problemu ją rozpoznali. Wysłali na miejsce wydarzeń patrol 06, gdyż 05, który był pierwszym, który najlepiej znał policjantkę, nie był pełny. Mikołaj się zdenerował, więc wpakował się na ich tylne siedzenia.
- Mikołaj - zaczęła Monika
- Jedźcie już, zgłosiłem dyżurnemu.
- 06 do 00 - Krzysztof mu nie uwierzył.
- 00 zgłaszam się.
- Wiesz, że z nami jedzie aspirant Białach?
- Jak to jedzie? Przecież kazałem mu zostać na komendzie! - Mikołaj wyrwał mu radio
- Wpisz mnie do jasnej cholery i skończmy ten cyrk - oddał im radio.
- Niech mu będzie 06, jedźcie, bez odbioru.
Ruszli na miejsce zdarzenia.







Prawie wszyscy wpadli na to, że to jest sen! I gdzie tu sprawiedliwość? ;)
Miałam dodać wczoraj, ale nie zdążyłam. Przepraszam za ewentualne błędy.
Pozdrawiam
Nadia