Mikołajowi ciężko było w to uwierzyć. Walczył tak zawzięcie z wrogiem, którego ledwo co odnalazł. Znowu los z niego zakpił. Sprawił, że odzyskał nadzieję, którą po chwili roztrzaskał na drobne kawałeczki. Próbował wziąć się w garść, zebrać je a powrotem, ale nie potrafił. Nie pomagała mu nawet myśl, że zawiedzie osobę, na której tak mu zależy, której ciężar odczuwał cały czas, przecież trzymał ją na rękach. Spojrzał na nią, po chwili delikatnie podrzucając. Musiał tak zrobić, bo zsuwała się z jego rąk, a on nie chciał doprowadzić do jej upadku, w żadnym tego słowa znaczeniu. Kobieta niechętnie odsunęła się od niego, po chwili podnosząc na niego wzrok. Na jego twarzy malowało się przerażenie, które uniemożliwiało mu jakikolwiek logiczny ruch. Spróbowała sobie przypomnieć, co się działo kilka minut temu, ale pamiętała to jak przez mgłę. Była świadoma, że to nie jest normalne, ale nie mogła na to nic poradzić. Z jego wyrazu twarzy jednak wyczytała, że grozi im poważne niebezpieczeństwo. Czuła, jak jego ręce się trzęsą, wprawiając w ten stan i ją. Zagrożenie na nich czyhało być może nawet i za rogiem, a on nie mógł nic poradzić. A przecież jest policjantem, ma na sobie jego mundur, nie spodziewała się, że mogą nim zawładnąć takie silne emocje. Właśnie z tą myślą do jej głowy wpadł pomysł
- Mikołaj... - wyszeptała, mimo iż ciągle na nią patrzył - Pistolet...
Białach początkowo nie zrozumiał, o co jej chodzi. Potrzebował sekund, które mogły były dla nich zbawienne, żeby zrozumieć sens tych słów. Wreszcie sobie uświadomił, jaki ma to znaczenie dla ich sytuacji; ostatni raz przycisnął ją do klatki piersiowej w geście przytulenia i położył ją na podłogę. Szybko wyjął pistolet odbezpieczył go, w pełni gotowy na atak wroga. Stał jeszcze parę sekund, które wydawały mu się wiecznością. Przez chwilę nawet nie wierzył, że ktoś w ogóle na nich czeka, dopóki nie usłyszał szeptów zza ściany. Znowu podniósł broń, która zdążyła już delikatnie opaść, teraz musiał czekać. Nie potrafił zdobyć przewagi i wyskoczyć z okrzykiem, nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Tak bardzo chciał zostać przy kobiecie, która leżała w tej chwili na ziemi, że podejmował nie najlepsze decyzje. Postanowił jednak obronić ją, mimo takiej dość niekorzystnej sytuacji. Stanął w rozkroku, czekając na ruch wroga.
- NA ZIEMIĘ! - krzyknęli ubrani na czarno mężczyźni, mieli oni maski na głowach i potężną broń, która kilkukrotnie przewyższała możliwościami jego. Policjant jeszcze przez chwilę miał pistolet w górze, po zdaniu sobie sprawy, w jakiej znajduje się sytuacji, opuścił ją.
CIĄG DALSZY NASTĄPI
TERAZ
- Jak dobrze, że przyszliście - zwrócił się do antyterrorystów, którzy stali przed nim. Mężczyźni niechętnie opuścili broń, widząc sprzymierzeńca. - Zabraliście ich?
- Tak, jeszcze nie znamy ich tożsamości - odpowiedział jeden.
- To Szymon... I Krystyna... Mikołaj, ty ich znasz - wyszeptała Ola resztkami sił. Mundurowi spojrzeli ma aspiranta. Ten najpierw podszedł do Oli, wziął ją na ręce i pozwolił, żeby się w niego wtuliła. Delikatnie złapał ją za głowę i przycisnął do klatki piersiowej, nie chcąc, żeby go usłyszała.
- Szymon Napierski i Krystyna Zawada - skojarzył wszystkie fakty, które wcześniej nie były dla niego takie oczywiste. - Później złożymy szczegółowe zeznania, teraz idę z nią do radiowozu, mam nadzieję, że zawiadomiliście karetkę.
Wyminął ich, niosąc ją w ramionach. Ze strachem stwierdził, że z każdą sekundą staje się coraz słabsza. Delikatnie nią potrząsnął, a ona na chwilę otworzyła oczy, spoglądając na niego bez żadnego wyrazu. Niebieskie tęczówki nie jaśniały jak dawniej, nie było w nich żadnego blasku. Można wręcz stwierdzić, że były matowe, porażały swoją obojętnością. Nie wyrażały tego smutku, jaki czasem przeżywała, ani nie było w nich tego szczęśliwego blasku, dzięki któremu na jej widok się uśmiechał. Białach jednak nie miał możliwości napatrzeć się na to, gdyż posterunkowa ponownie zamknęła oczy.
- Młoda... - wyszeptał, nie było go stać na nic więcej. Czuł się tak, jakby Ola miała zaraz wyzionąć ducha w jego rękach. Czuł strach i przerażenie, że już nigdy nie ujrzy jej uśmiechu, blasku w oczach, opadania grzywki na jej czoło, którą zawsze poprawiała, gdy się denerwowała.
Nie.
Dopóki czuje bijące od niej ciepło, nie straci nadziei. Będzie lojalny wobec niej, aż do śmierci. I nie pozwoli jej tak łatwo umrzeć. Przyśpieszył swego kroku, już po paru sekundach znajdował się przed karetkę, która już tam stała. Niepewnie oddał im policjantkę, a po chwili na bok ściągnęli go antyterroryści.
- Jedno pytanie. Co tam się działo? - Mikołaj trochę zawstydził się tym, że musi opowiadać o zachowaniu Oli, jednak po chwili zrozumieli, że tu chodziło o to, czy coś im zrobili.
- Aleksandra leżała na ziemi, a ja dostałem komunikat, że bandyci się zbliżają. Uciekłem więc w głąb budynku. Tam, całe szczęście, znaleźliście nas Wy.
- Dobrze, chcemy, żeby pan potwierdził, czy Ci, którzy są w samochodzie to wskazane przez pana osoby.
- Dobrze - niechętnie ruszył za nimi. Po zbędnych formalnościach wrócił do karetki, która już zbierała się do odjazdu.
- Co z Olą? - spytał, a ratownik odpowiedział bez żadnych emocji:
- Poszkodowana jest stabilna. Została najprawdopodobniej odurzona narkotykami, więc nie wiemy, jakie będzie niosło to za sobą konsekwencje. Może być uczulona - Mikołaj chciał coś jeszcze powiedzieć, ale lekarz, który siedział wewnątrz karetki, nie pozwolił mu dokończyć.
- Nie może pan jechać z nami. Piotr, za kierownicę i ruszamy!
- Tak jest doktorze - brunet o kręconych włosach wsiadł przed kierownicę i z piskiem opon odjechał.
Nie wiem czy krótko, czy długo, czy cokolwiek. Siedziałam nad tym długo, nie umiejąc przelać myśli na kartkę. Ale w końcu powstało to. Dzisiaj nawet nie napiszę pytań. Jednak proszę, zostawcie zwykłe komentarz, w stylu "super", "emocjonujące", cokolwiek, starczy mi nawet "przeczytałam/em".
Pozdrawiam
Nadia