sobota, 12 grudnia 2015

Heej

Pewnie o mnie zapomnieliście, więc się przypominam...
Podjęłam pewną decyzję, ale o tym za niedługo...
Po prostu poczekajcie do świąt, wtedy będę mieć mnóstwo czasu by wam to wszystko wyjaśnić.
I dodam rozdział!
Pozdrawiam
Nadia

sobota, 24 października 2015

Przepraszam

Pewnie zauważyliście, że ostatnio mnie prawie nigdzie nie ma, za co bardzo przepraszam, ale nie mam czasu nawet dla siebie. Plus te problemy... Po prostu wszystko złożyło się tak, że nie mam możliwości robić nic dla siebie, a tym samym dla was.
Przepraszam za brak postów i za brak komentarzy na waszych blogach, w chwili luzu najpierw postaram się nadrobić zaległości u was.
Pozdrawiam
Nadia

sobota, 3 października 2015

30. Miłość można zawsze stracić

Poniedziałek, 11:35 
Ola właśnie wracała od lekarza z małym papierkiem w ręku, oznaczającym zdolność do pracy. Komendant musiał to dostać, bo inaczej nie pozwoliłby jej powrócić do pracy. Nie chodzi tu o jakiekolwiek przepisy, ojciec namówił ją, żeby sobie wzięła ten miesiąc wolnego ze swojego urlopu, a ona się w końcu dała przekonać. Znała go i wiedziała, po kim jest taka uparta, jednak miała nadzieję, że po przebytej rekonwalescencji odpuści jej te parę dni i pozwoli wrócić do pracy, to jedyne, co jej kiedyś dawało radość. Teraz pewnie pozwoli jej się oderwać od zmartwień, w końcu zaczęła dostrzegać, że Mikołaj coś kombinuje. Aż tak głupia nie była, miło było wiedzieć, że jej ukochany coś dla niej szykuje. Po chwili takich przemyśleń zganiła się, mimo wszystko nie powinna tak myśleć, pewnie szykuje coś dla córek i będzie ją chciał prosić o pomoc, albo po prostu wyraził swą opiekuńczość, przecież ostatnio przeszła przez dość niebezpieczną sytuację. Pewnie byłaby na niego zła, gdyby rzeczywiście chciał po prostu jej przypilnować i upewnić się, że nic jej nie jest, przecież już się pozbierała, do tego jest dorosła i raczej nie wracałaby do pracy, gdyby źle się czuła. Ale nawet jeśli mogłaby być zła, gdyby to była prawda, że chce ją pilnować, to i tak by się nie zdenerwowała. Skoro lubi z nim spędzać czas, to nie zależy jej, w jaki sposób, w każdym miejscu ma możliwość obserwowanie jego reakcji, zachowań, ogólnie może z nim przebywać, więc jej nie przeszkadza, jaki jest powód spędzania wspólnie czasu.

Kobieta po krótkim szukaniu kluczy w swojej torebce, która wydawałaby się nie mieć dna, włożyła metalowy przedmiot do zamku, przekręcając go. Nacisnęła drzwi i delikatnie otworzyła drzwi, za którymi zastała swój dom. Niby taki jak zawsze, jednak czuła, że coś powinna w nim zrobić. Skierowała się w stronę kuchni, odłożyła kartkę na stół i nalała sobie do szklanki sok. Oparła się o blat i zaczęła się przyglądać lodówce. Właściwie znowu miała odpłynąć do swoich przemyśleń, ale coś ją powstrzymało. Przecież jeśli będzie myślała o nim cały czas, to będzie bardziej cierpieć, jeśli dowie się, że nic do niej nie czuje. No chyba, że źle myśli.

Potrząsnęła energicznie głową, żeby odpędzić się od tych myśli, przecież miała tego nie robić. Podeszła do okna i oparła się o parapet. Ujrzała za szkłem to co zwykle: sąsiedni budynek, którego czerwona, matowa barwa nie umiała wywołać u Oli pozytywnych uczuć, drzewa, na których zostały pozostałości liści, samochody, najczęściej srebrne, a na koniec tego obrazka pozostali śpieszący się ludzie. Kobieta jednak nie umiała się zająć samym patrzeniem na ten widok, musiała się czymś zająć. Przejechała ręką po kamiennym parapecie, po tym spojrzała na swoją dłoń. Wtedy dojrzała wybawienie od swoich myśli: kurz. Mogła posprzątać! Szybkim krokiem podeszła do szafki, wyciągnęła swoją ścierkę i zamoczyła ją w wodzie. Postanowiła zacząć od wycierania kurzy, a pokoje sprzątała, według ustalonej reguły, jej początkiem była sypialnia. Wcześniej wzięła krzesło z kuchni, a teraz na nim stała i wycierała górną część szafy.

Takiego sposobu czyszczenia nauczyła ją mama, mówiła, że w ten sposób kurz nie spada na umyte już części pokoju, takie jak biurko, które znajdowało się niżej. Wspominała jeszcze wiele o sprzątaniu, w końcu spędzała dużo czasu w domu i miała związane z tym doświadczenie. Pamięta, jak kiedyś rozbiła jej ulubioną filiżankę mamy, bo chciała wytrzeć kurz z półki, a potem została zganiona. Pamięta ten moment, kiedy po policzku Joanny spłynęła łza. Wtedy nie wiedziała, o co chodzi, przecież mama ją zawsze uczyła, że trzeba dbać o porządek. Wojciech się bardzo zdenerwował, kiedy zobaczył żonę w takim stanie i okrzyczał małą Olę. Dziewczynka wtedy się skuliła, zaczęła przepraszać i łkać. Jej matka wtedy wzięła ją na swoje kolana, pogłaskała ją po swojej małej główce i powiedziała, że nic się nie stało. Dziecko wtuliło się w mamę, czuło, że nadal płacze, przez co same roniło łzy. Nie chciało, żeby mama płakała, ale nie mogło nic zrobić. Wtedy przyszedł ojciec, pozbierał szkło, szepnął coś do ucha Joasi, a ona jako odpowiedź ucałowała go w policzek. Nadal nie wie do końca, czemu jej rodzicielka płakała, ale była pewna, że ta filiżanka musiała coś znaczyć.

To był pierwszy raz, gdy widziała jej łzy, ale nie ostatni. Kiedy zdiagnozowali u niej nowotwór piersi, płakała. Młoda Wysocka stawała wieczorami przy futrynie drzwi i stała, patrząc na cierpienie matki. Chciała do niej podbiec, przytulić ją i poprosić, żeby nie była smutna, była wtedy dzieckiem, nie mogła zrobić nic więcej, nawet wtedy nie docierało do niej, że ją straci. Myślała, że jej przyjście nic nie da, skoro odtrącała jej tatę, który miał zawsze u niej łatwiej, przynajmniej z jej punktu widzenia. Stawała tam, patrzyła, a potem wracała do pokoju i płakała, cicho i bez świadków. Kiedyś nawet jej ojciec przyszedł do niej, a ona, wcześniej słysząc jego kroki, leżała w sposób, w którym nie zobaczy jej twarzy. Czuła, że nie powinna okazywać tych wszystkich uczuć. Parę dni później, kolejnego wieczoru znowu usłyszała dźwięk płaczu, tym razem mocniejszy. Potem dźwięk tłuczonego szkła. Swoimi krótkimi nóżkami szybko pokonała odległość dzieląca jej i pokój jej rodziców. Stanęła przy jak zwykle uchylonych drzwiach i dojrzała zrozpaczoną matkę, stojącą nad rozbitą porcelaną. Wysocki wtedy podszedł do żony i zamknął ją w swoich objęciach, chociaż się wyrywała. Płakała, a po policzku policjanta również spływały łzy. Mała Ola nie rozumiała, że matka ma złośliwy nowotwór piersi i, że szanse na przeżycie są małe. Poszła tylko do pokoju i płakała, bo wiedziała, że dzieje się coś niedobrego.

Po dłuższej walce jej matka przegrała walkę i straciła życie. Ola miała wtedy dziesięć lat. Tego dnia czekała przed szkołą na przyjazd ojca. Martwiła się swoimi ocenami, dostała jedynkę, pierwszą od jakiegoś czasu. Jednak nikt po nią nie przyjechał. Poszła więc pieszo do domu, po dwudziestu minutach doszła. Otworzyła drzwi swoim zestawem kluczy, za który wtedy dziękowała. Weszła do środka i od razu krzyknęła na cały głos:
- Już jestem mamusiu! - zawsze tak się z nią witała, bo widziała wtedy jej uśmiech. Jak opowiadała jej o swoich problemów, to ona uważnie słuchała i dociekała, czy przypadkiem nie koloryzuje. Jednak tym razem odpowiedziała jej cisza. Głucha i przerażająca. Rzuciła plecak na kanapę i zaczęła biegać po pokojach, szukając kogokolwiek. Nikogo nie było. Myślała, że ojciec jest w pracy, a mama, która zawsze była w domu, po prostu wyszła na chwilę. Miała zaraz wrócić. Dopiero o osiemnastej wrócił ojciec, czyli pięć godzin później. Był załamany, miał czerwone oczy. Nie zauważył córki stojącej w drzwiach, więc skierował się do salonu, w którym od razu rzucił się na kanapę. Ola podeszła do taty i zadała pytanie, którą dręczyło ją od wejścia do domu:
- Gdzie jest mamusia?
Mężczyzna podniósł wzrok na swoją córkę i położył rękę na jej ramieniu
- Mama nie wróci.
- Czemu? Zostawiła nas? - wtedy pierwszy raz od kilku miesięcy zaczęła płakać przy ojcu.
- Nie mogłaby tego zrobić. Ona umarła - powiedział tak, jak mu zalecił psycholog. Dziewczynka wtedy zaczęła płakać. Aż do dnia pogrzebu wracała do domu i szukała mamy, ale jej nie znajdywała.

Wojciech starał się jej pomagać, ale nie umiał, więc zapisał ją do pani psycholog, która pomagała też mu. Ola chodziła do psychologa, ale od początku była do niego źle nastawiona. Była smutna, że tatuś z nią coraz mnie rozmawia. Ale taka była kolej rzeczy. Po roku mężczyzna dostał awans w pracy, zaczął coraz więcej czasu spędzać na komendzie, odsuwając się od córki. Wciąż trudno było mu pogodzić się ze śmiercią żony, więc zatracał się w pracy. Dlatego też Aleksandra musiała dojrzeć szybciej, niż wszyscy inni. Kiedy poszła do innej szkoły, już całkiem zamknęła się w sobie, miała tylko jedną koleżankę z klasy, od której pożyczała zeszyty i czasem gadała. Reszta jakoś nie wchodziła w jej gusta, wszyscy byli tacy szczęśliwi, nabijali się ze wszystkiego, kiedyś nawet się śmiali z jej mamy. A jej mama była bardzo dobra za życia i nie akceptowała nabijania się z niej. Przez to mało przeżyła sytuacji z ludźmi, wcześniej nigdy nie zakochała się w nikim tak mocno jak w Mikołaju, w, jeszcze wtedy, żonatym facecie.

Trzeba przyznać, że ta śmierć aż tak nie wpływa na jej teraźniejsze życie, jej kontakty z ojcem poprawiły się, ogólnie stała się bardziej towarzyska i twardsza. Chociaż ta pierwsza miłość jest dość dziwna, naczytała się o miłości tyle książek, że była pewna, że się zakochała, ale często nie umiała opanować swoich emocji. Początkowo nawet wypierała się tego uczucia, jednak z czasem dało o sobie silnie znać i zaczęła czynić tak, jak jej mówiło serce. Pewnie dlatego zachowywała się czasem wobec niego tak niemile, po prostu nigdy wcześniej nie żyła tak aktywnie, nie miała tylu znajomych. A teraz przeszła jakieś załamanie po tych ostatnich wydarzeniach, dziwiła się, że to nie odstraszyło Mikołaja, ale chyba tacy są przyjaciele, nie zostawiają w potrzebie.

Ola powiesiła szmatkę na sznurek, żeby wyschła, po czym skierowała się do sypialni. Kiedy była w środku otworzyła szafę, a jej oczom rzuciła się przepiękna suknia, którą miała założyć już jutro. Specjalnie zbyła Mikołaja, który ją podwiózł, żeby tego nie zobaczył. Chciała na nim wywrzeć jak największe wrażenie. Szybko jednak zamknęła szafę, żeby nie powrócić myślami do ukochanego. Sprzątała mieszkanie przez cały dzień.







 Ach, ten tytuł, na który nie miałam pomysłu.
 Pozdrawiam Tyśka i Taką Miłość, którzy pomogli mi dostrzec me błędy. Postaram się je poprawić i czekam na więcej krytyki :D
 Strasznie przepraszam za opóźnienie, jednak mam ważną informację, od teraz rozdziały będą się pojawiać w środy co tydzień bądź dwa, to zależy od mojego wolnego czasu.
 A ten rozdział taki trochę objaśniający postać Olki z mojego opowiadania, dlatego nie umiem wymyślić pytań, jednak zostawcie nawet najprostszy komentarz, przecież wam to nie sprawi trudności a dla mnie to tyle radości.
Pozdrawiam
Nadia

wtorek, 15 września 2015

29. Propozycja

Październik
Minęło już dwanaście wolnych od pracy dni, licząc od wydarzenia z sokiem. Komendant zadecydował, że funkcjonariusze dostaną miesiąc wolnego, zwłaszcza po przeżytych ostatnio wydarzeniach. Relacje policjantów znowu się zacieśniły się, powracając do wcześniejszych, przyjacielskich stosunków. Można powiedzieć, że to dobrze, nawet bardzo dobrze, ale za każdym razem, gdy rozchodzili się do domów, ogarniał ich smutek. Chcieliby spędzać ze sobą jak najwięcej czasu, jednak to nie za bardzo wypadało, przecież są przyjaciółmi i tyle czasu im wystarczy. W ostatnim czasie tylko dwa dni, spędzili ze sobą całe. Mikołaj miał pretekst, przecież ktoś musiał przy niej być w razie zasłabnięcia bądź jakiegoś bólu. Ola nie kłóciła się z nim, w końcu to był tylko dodatkowy czas, który mogą spędzić razem. A każdy czas spędzony razem z nim jest dla niej jak pobyt w niebie, gdzie może wszystko robić, do tego ma koło siebie mężczyznę, który sprawia jej radość. Mężczyzna przy niej też chce się ciągle uśmiechać, był niezwykle zadowolony z czasu, który spędzili razem. Jednak minus wychodził na światło dzienne kiedy od siebie odchodzili. Każdego dnia coraz trudniej było im się rozstać, ale uważali, że tak trzeba, przecież byli przyjaciółmi. Mikołaj postanowił coś z tym zrobić, coś wyjątkowego. W jego umyśle było już kilka pomysłów, jak sprawić, żeby najbliższy wieczór dla Oli był wyjątkowy. Musiał zrobić coś na tyle wyjątkowego, żeby nie pomyślała, że to jest przyjacielskie spędzenie czasu. Chciał, żeby tego dnia domyśliła się chociaż po jakiejś części, że jest dla niego bardzo cenna. Chciał, żeby wspominała ten dzień jako wyjątkowy, który zmieni jej życie. Jeśli nie przyjmie jego uczuć, będzie musiał jakoś być wciąż tylko jej przyjacielem, lecz ich relacje na pewną przejdą w tym wypadku metamorfozę, a jeśli jakimś cudem przyjmie jego uczucie, to na pewno będzie mogła mówić, że to jeden z najważniejszych wydarzeń w jej życiu. Ale cóż, na jej reakcje poczeka, najważniejsze, o czym teraz musi myśleć, to żeby ten wieczór był idealny. Tak, ale nie powinien pozwolić też, żeby za bardzo się wyróżniał, nie powinien być zbyt elegancki, bo Ola mogłaby uciec. Na pewno musi się zaczynać normalnie, może już od początku jej dawać jakieś znaki, ale delikatniejsze. Z czasem spotkanie towarzyskie zmieni się na randkę, będzie się starał jej zaimponować, pokazać jej najlepszą część siebie. Jeśli mu się uda.

Aspirant tak mógł rozmyślać i rozmyślać, gdyby nie to, że przed nim siedziała Ola we własnej osobie, której wzrok skupił się na widokiem zza okna, jednak słowa, które wypowiadała były skierowane w jego stronę. Odwiedził ją dość wcześnie, mimo to kobieta była ożywiona i pełna energii, uśmiechała się, wyglądała na szczęśliwą i przede wszystkim zdrową. Pewnie dlatego, że próbowała, głównie dzięki namowom Mikołaja, chociaż przez chwilę prowadzić zdrowszy tryb życia. Trochę ćwiczyła, jadła mało, ale często, ogólnie przestrzegała zasady zdrowego życia dzięki niemu. Dlatego właśnie w tamtym momencie stał przed nią talerz z paroma kawałkami owoców, które zostały po sałatce. Dbała o siebie, jedyne, co trochę przeszkadzało w tym wszystkim Białachowi, to delikatny materiał w ostrej, zielonej barwie, który spowijał jej ciało, przecież mogła się przeziębić. Fakt, w jej mieszkaniu było ciepło, a kiedy wychodziła, przebierała się, jednak mimo to trudno mu było pogodzić się z faktem, że sukienka sięga jej do kolan i nie zapewnia wystarczającego ciepła. Ostatnio ubierała się tylko w takie rzeczy mówiąc, że przez to jej skóra oddycha. Jedynie to, że wyglądała w tej sukience nieziemsko sprawiało, że Mikołaj nie zmusił ją do przebrania tego.

- Mój tata mówił, że jak byliśmy w sklepie, to zawsze mu uciekałam - policjant postanowił skupić się na ich wspólnym dialogu, w którym dotąd brał nikły udział. - Tylko, że zawsze chowałam się w tym samym miejscu - mężczyzna jej posłał pytające spojrzenie. - Dział ze słodyczami - obydwoje się zaśmiali, atmosfera była luźna, przyjazna, na pewno nie ukazywała dobitnie, co się wydarzyło jakiś czas temu. - Gorzej, jak słodyczy nie znalazłam, wtedy podobno latałam po całym sklepie... - Posterunkowej przerwał dzwonek telefonu, wydobywający się z torebki, która znajdowała się w przedpokoju. Dała szybki znak Mikołajowi, żeby został i poszła odebrać, zostawiając za sobą tylko swój zapach.

Aspirant mógłby znowu zacząć rozmyślać, jednak tym razem postanowił się oprzeć pokusie. Całe szczęści Ola szybko wróciła.
- Dzwonił ojciec i oprócz standardowych pytań typu "Jak się czujesz" poinformował mnie, że zostało zorganizowane dla całej komendy przyjęcie, a my jesteśmy honorowymi gośćmi - spojrzała na Mikołaja, który wydawał się zaskoczony zaistniałą sytuacją. - Jest akurat we wtorek - Akurat dlatego, że kobieta już w środę chciała pójść do pracy, ubiegać się o szybsze wrócenie do niej. Była bardzo uparta i Mikołaj wreszcie się zgodził, widząc, jak nudzi ją przebywanie w domu.
- Czyli za trzy dni - powiedział i spuścił głowę, wpatrując się w panele. Dzisiaj nie zdąży już nic zdziałać ze spotkaniem, jutro chciała iść po zaświadczenie do lekarza, że już może pracować, a później to przyjęcie.
- No tak, odbędzie się w tym białym budynku... - zmrużyła oczy, szukając odpowiedzi. - No wiesz, tam gdzie są często wesela. No i to jest ustawione tak, żeby każdy mógł tam wpaść, policjanci przed nocną zmianą i ci, co kończą służbę. Podobno wszystko jest zapięte na ostatni guzik, jakieś alkohole, potrawy i w ogóle - streściła wszystko, co usłyszała. Mężczyzna powrócił na nią wzrokiem i wymusił uśmiech.
- To będzie się działo - kobieta uśmiechnęła się nieśmiało, więc postanowił coś zdziałać. - Wiesz, z tego co wiem, to ja mieszkam bliżej tego domu, więc po imprezie może zatrzymamy się u mnie? - próbował brzmieć naturalnie, nie chciał pokazać, jakie emocje nim targają.
- Czemu nie, to przecież parę kroków - posłała mu najcieplejszy uśmiech, jaki umiała, próbując ukryć zawstydzenie, które jednak po chwili zamieniło się w radość.
- To przed dziesięć minut przed wyznaczoną godziną przyjdę po ciebie. - mówiąc to patrzył w sufit, a jego czoło zmarszczyło się, wyglądał, jakby intensywnie myślał.
- Dobrze. A teraz mogę mieć do ciebie prośbę? - spytała niepewnie
- Śmiało - automatycznie podniósł kąciki ust, zachęcając ją tym samym do mówienia.
- Podwieziesz mnie do sklepu? - Białach zaśmiał się bezgłośnie, wyjął kluczyki od samochodu i podrzucił nimi.
- Jasne - powiedział i obydwoje poszli w stronę drzwi.

















Pozdrawiam Marysię Przybyszewską, która wygrała. Brawo, chociaż wiem, że wolałabyś, żebym ja wygrała.
Życie.

Pytanie:
1. Czy ta impreza to dobry pomysł?

Pozdrawiam czytelników
Nadia

środa, 9 września 2015

28. Sok zagraża życiu!

Jechali samochodem, a jedyne, co im towarzyszyło to dźwięki pojazdu. Cisza przeszywała ich ciała, a ich zmysły odbierały pojedyncze sygnały od osoby obok, które jednak nie było skierowane do nich. Brak jakichkolwiek gestów wobec siebie nawzajem nie sprawiał, że cisza stawała się krępująca. Mikołaj nie musiał nic mówić, sama jego obecność dawała do rozumienia Oli, że jest dla niego przyjaciółką, której nie zostawi w potrzebie, była zadowolona z jego obecności, nie musiała używać żadnych słów, by okazać swoją wdzięczność, mężczyzna sam to wyczuł. Zresztą, za każdym razem, gdy policjantka próbowała coś wydobyć ze swych ust, wychodziło tylko ciche westchnienie, jakby wszystkie słyszalne słowa utknęły w jej gardle. Zwykłe "dziękuję" było zbyt proste, a trudniejsze wyznania nie chciały jej przyjść do głowy. Tak wiele mu mogła powiedzieć, obok niego jej ciało tryskało pozytywną energią, tylko przy nim tak często się uśmiechała. Obok niego nie wstydziła się, wyjątkiem były momenty, gdy ją komplementował, nawet wspominając o jakiejś drobnostce, sprawiał wtedy, że z śmiałej, silnej i pięknej kobiety zostawała tylko onieśmielona, delikatna, lecz wciąż piękna dziewczyna. Pokazywała przy nim wszystkie swoje strony, ufała mu, a on nie zamierzał tego zaufania wykorzystywać. Uczucie rozwinęło się w nim na tyle mocno, że nie chciał jej w żaden sposób ranić, świadomy bądź nie, chciał ją tylko złapać w swe ramiona, zapewnić jej bezpieczeństwo, chronić ją, zwłaszcza w tym złym okresie. Nie chce jej zamykać w złotej klatce, w ten sposób może i byłaby bezpieczna, ale na pewno nie szczęśliwa, do tego to na pewno nie wpłynęłoby dobrze na ich, i tak ostatnio naderwane, relacje. Chce ją chronić chociażby tylko wtedy, gdy jest to możliwe. Poznał tą stronę Oli, której wcześniej nie znał, była taka delikatna w środku. Aleksandra też poznała jego inną stronę, był wobec niej taki troskliwy, bał się o nią, czuła to. Na pewno nie było to jego gorsza strona, kobieta czuła się wyjątkowo, znała go przecież i obserwowała jego zachowania wobec innych. Widziała jak traktuje Dominikę, jest wobec niej surowy, ale nigdy nie przesadzał, kiedy ona go potrzebowała był przy niej, był dobrym ojcem i kochał swe obie pociechy tak samo, starał się traktować je podobnie, ale jednak dostosowywał się do potrzeb, jakie są w ich wieku. Starał się być jak najlepszym rodzicem, jednak umiał je odpowiednio wychować. Strasznie źle się czuł, kiedy się z nimi kłócił, próbował zawsze naprawić ich relacje. Ola nie wiedziała, czy to, że z nią postępuje podobnie powinna brać za przejaw jego opiekuńczości i ich przyjaźni, czy może ten mężczyzna coś do niej czuje. Czasem zachowywał się wobec niej inaczej niż zwykle, jakby na sekundy ich relacje zmieniały się na bliższe. Mikołajowi po takich momentach było głupio, dlatego zawsze wycofywał się. Może nie przepraszał, tylko próbował nie powtarzać. Ale uczucie często wygrywało i takie sytuacje nie były jednorazowe. Ale jednak jak wytłumaczyć komuś, że te zachowania, które ich do siebie zbliżają, które okazuje wobec nich druga osoba to szczera oznaka przynajmniej zainteresowania? Nawet jeśli ktoś taki znalazłby się, to Ola nie chciałaby w to uwierzyć, a sama boi się mu powiedzieć, żeby nie niszczyć ich przyjaźni. Żadne z nich nie chciało wierzyć w uczucia płci przeciwnej,  tylko wyznanie drugiej strony mogło ich przekonać do tego, że naprawdę kocha. Mikołaj chciał się spotkać z Olą i mimo iż nie spodziewał się, że odwzajemnia jego uczucia, to chciał, żeby to mimo wszystko znała prawdę. Żeby wiedziała, jak się przy niej czuje, jak czasem ta miłość go paraliżuje i uniemożliwia jakiekolwiek działania, jak wtedy, kiedy została porwana. Myśl, że mógł ją stracić, nie pozwoliła mu sensownie myśleć, dopiero kiedy zobaczył, że jeszcze żyła, był w stanie jej pomóc. Musiał jej jakoś powiedzieć prawdę o swoich uczuciach, sprawić, by poczuła się wyjątkowo, żeby ewentualnie dojrzała w nim coś więcej niż kolegę z pracy. Wiedział, że to będzie trudne, ale wykonalne. Za to nawet się nie spodziewał, że Ola jest nim zauroczona. Wysocka kochała to uczucie, które wypełniało ją, kiedy był obok. Jej serce przyśpieszyło, nogi nieraz odmawiały posłuszeństwa, a jej myśli wypełniał on. Często jej to przeszkadzało, na przykład w pracy, jednak wtedy zachowywała się w miarę profesjonalnie i powstrzymywała te myśli na tyle, na ile się dało. Jednak nie całkowicie, czuła się tak, jakby wziął krzesło i usiadł w jej głowie.

Ich rozmyślania dobiegła do końca, gdyż Mikołaj dojechał. Szybko wysiadł z samochodu i szybkim krokiem obszedł auto, dochodząc do strony pasażera. Energicznym ruchem otworzył drzwi i, tym razem delikatnie, wyciągnął rękę.
- Nasz przystanek - uśmiechnął się szarmancko, a kobieta położyła swoją dłoń na jego, delikatnie ja ściskając. Przeniosła swoje nogi za pojazd, ciągle go trzymając. Wstała, zaopatrzona w szarawy błękit jego tęczówek. Przy kącikach oczu widać było pomarszczoną skórę, zresztą nie tylko tam. Wskazywało to na to, że mężczyzna nie był młody, a przeciętny człowiek oceniłby go jako nieatrakcyjnego, jednak tylko on istniał jako potencjalny partner dla Oli. Wiedziała, że jeśli nic nie zmieni to miłość może wygasnąć, lecz teraz nic nie zapowiadało takiej zmiany.
- Dziękuję - stała już na nogach i niechętnie puściła jego rękę. Słońce chwilowo ją oślepiło, jednak po kilkukrotnym zamruganiu ujrzała brąz, czerwień, żółć, pomarańcz, różne ich odcienie. Nabrała powietrze w płuca, czuć było, że nadchodzi jesień. Spojrzała jeszcze w stronę swojego bloku, co ją jednak zaskoczyło - Mikołaj, ja tu nie mieszkam - w jej głosie było słychać nutkę smutku i podejrzliwości.
- Wiem Olu - zaśmiał się serdecznie, a ona spojrzała na niego, czekając na odpowiedź. - Ja tu mieszkam i zapraszam cię na kawę.
Kobieta opuściła głowę, próbując ukryć delikatne zaczerwienienia na policzkach, nie wiedziała, jakim cudem nie poznała tego miejsca, przecież była tu ostatnio. Prawdą było, że wtedy było więcej zieleni a drzewa miały więcej liści, jednak powinna rozpoznać dom przyjaciela. Po chwili oczekiwania, żeby jej policzki chociaż trochę zbladły, przeniosła swój wzrok z powrotem na Mikołaja.
- No tak, kawa dobra rzecz, a najlepiej smakuje o 19 - uśmiechnęła się szeroko, a Mikołaj zaczął błądzić wzrokiem po ulicy, jakby próbował znaleźć tam odpowiedź na jej słowa. Po chwili jednak wrócił do swojej pewnej pozycji, patrząc w jej oczy.
- Ja mam dzisiaj nockę, więc kawa bądź drzemka wskazana, co innego ty, możesz się za to napić soku, wina, wody - zaczął wymieniać wszystkie napoje, które miał w domu, a Ola opuściła ręce, przy okazji przerywając mu.
- Bardzo lubię sok pomarańczowy - uśmiechnęła się i zaśmiała się, widząc jego zdziwioną minę.
- Pomarańczowy? - spytał i spojrzał na nią, jakby nie zrozumiał co do niego powiedziała. Po chwili uderzył dłonią w udo - No tak, pomarańczowy! - powiedział to tak, jakby odkrył eurekę. - Mam taki sok - teraz jego ton głosu był spokojniejszy, ale na jego twarzy wciąż istniał szeroki uśmiech.
Skierowali się w stronę mieszkania Białacha, by po chwili siedzieć przy stole. Para policjantów ciągle się do siebie uśmiechała, podziwiali piękno swoich oczu, to było dla nich niesamowite, mogli patrzeć na jeden punkt i nie odwracać od niego wzroku. Ola złapała za szklankę pełną pomarańczowego napoju i, nie spuszczając wzroku z przyjaciela, zbliżyła ją do swoich ust. Mikołaj złapał za swój kubek z kawą, jednak na ten moment spuścił wzrok z Aleksandry. Ona jednak nie powtórzyła jego kroku i po chwili cała zawartość szklanki znajdowała się na jej. Szybko wstała, zrzucając szklane naczynie na ziemię, które rozbiło się na drobne kawałeczki. Spojrzała zaskoczona na Mikołaja, nie do końca rozumiejąc, co się stało, a ten ze śmiechu zadławił się kawą. Kobieta znowu przeniosła wzrok na swoją pomarańczową bluzkę, która była zabarwiona od soku, wcześniej była biała. Odkleiła ją od skóry, patrząc na sporych rozmiarów plamę.
- Co śmieszy tak pana aspiranta? - spojrzała na niego i uśmiechnęła się, a ten ostatni raz odkaszlnął.
- Tak się patrzyłaś na moją kawę, że wylałaś na siebie sok! - prawie wykrzyczał, nie umiejąc powstrzymać się od śmiechu. Policjantka zarzuciła swoją grzywkę na twarz, aby jeszcze lepiej udawać obrażoną.
- Będę musiała sobie kupić nową bluzkę - mimo poważnego tonu mężczyzna prawię się zwijał ze śmiechu
- Przed wypiciem skonsultuj się z ojcem bądź przyjacielem, gdyż niewłaściwie picie soku pomarańczowego może zagrażać życiu lub zdrowiu osób postronnych - mężczyzna znowu wybuchnął śmiechem, a Ola zaśmiała się razem z nim.
- Że ja zagrażam twojemu życiu? - spytała, ale udawanie obrażonej nie wychodziło jej
- Prawie się nie udusiłem! Pomarańczowy sok może doprowadzać do zadławień! Pewnie całe kawałki pomarańczy wrzucili - posterunkowa opadła na krzesło roześmiana.
- Bardzo śmieszne, może byś posprzątał?
- A to zaraz, to idealny moment, by cię przekonać, żebyś się nie obrażała - w jej oczach pojawiły się iskierki radości.
- No dobrze, przecież jesteśmy przyjaciółmi, tak? A teraz sprzątaj.
- Do starszego stopniem się tak odzywać? Nie ładnie - szybko wyszedł z pokoju i wziął zmiotkę z szafki. Powrócił i stworzył piękną drogę ucieczki dla Oli z tej jakże niebezpiecznej sytuacji. Kobieta szybko uciekła z pola rażenia. Dała mu całusa w policzek i wyszeptała:
- Idę do domu, jestem mokra.
Te słowa sparaliżowały Mikołaja, razem z tą bliskością ukochanej. Bez żadnego sprzeciwu wyszła z domu przyjaciela.












Wiem, że późno, wybaczcie, ale w szkoła się zaczyna, a mój czas... No cóż, mam go więcej, ale serial też dołączył do obowiązków ;)
Ale od dzisiaj będę pisać też w szkole, więc powinno mi prościej iść i szybciej. Ale krócej, więc nie liczcie na poprzednią długość.

Opcjonalne pytania:
1. Rozpisałam się na temat emocji, przeszkadza wam tam jakieś wyrażenie, które nie do końca według was jest prawdziwe? Bo pisałam w malutkim stresie.
2. Kawa, nie kawa, sok pomarańczowy, co sądzicie o takich momentach?

Pozdrawiam
Nadia

wtorek, 1 września 2015

Hej

Dzisiejszy rozdział pojawi się jutro (fak logik) :D
Błagam, nie miejcie mi tego za złe.
Może kiedyś wam to wynagrodzę, może jak ich połączę.
Pozdrawiam

Nadia




EDIT
Taa... Już piątek, a opowiadania jak nie było tak nie ma... Może was pocieszę tym, że mam je w wersji papierowej, tylko nie mogę już dzisiaj jej przepisać... Przepraszam was z całego serca, proszę zrozumcie... Wiem, że prowadząc tego bloga wzięłam na siebie dużą odpowiedzialność, regularne wstawianie to mój obowiązek, ale ja nie wyrabiam. Przepraszam...
Proszę, nie zostawiajcie mnie...

Rozdział pojawi się we wtorek, przepraszam...

¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶
¶¶¶¶¶¶¶¶__________¶¶¶¶¶¶¶¶
¶¶¶¶¶________________¶¶¶¶¶
¶¶¶____________________¶¶¶
¶¶______¶¶______¶¶______¶¶
¶______¶¶¶¶____¶¶¶¶______¶
¶______¶¶¶¶____¶¶¶¶______¶
¶_______¶¶______¶¶_______¶
¶________________________¶
¶________¶¶¶¶¶¶¶¶________¶
¶¶_____¶¶________¶¶_____¶¶
¶¶¶___¶¶__________¶¶___¶¶¶
¶¶¶¶¶________________¶¶¶¶¶
¶¶¶¶¶¶¶¶___________¶¶¶¶¶¶¶

wtorek, 25 sierpnia 2015

27. Nowa postać

Mikołaj przystanął przed jej salą i spojrzał jeszcze raz na posterunkową. Kobieta obróciła się na prawy bok i momentalnie zasnęła. Musiała być bardzo zmęczona, mimo to nie wyprosiła go z sali. Tak niewinnie wyglądała, kiedy spała. Jakby nigdy nie doznała żadnej krzywdy, ale on chyba najlepiej wiedział, że to nie była prawda. Przeszła tak dużo w życiu, że w niektóre trudno było uwierzyć, że pech jej nie opuszcza. Utrata matki, lata niedogadywania się z ojcem, nigdy nie zaznała prawdziwej i długotrwałej miłości, do tego dochodzą wydarzenia z przed kilku tygodni, takich jak ucieczka w lesie przed bandytami, śmierć Julii, zemsta Szymona i Krystyny, a on jej też ostatnio sprawiał dużo przykrości. Dlatego był szczęśliwy, iż mu wybaczyła i, że ma możliwość naprawienia błędów, które popełnił. Przynajmniej w jego odczuciu mocno zranił przyjaciółkę swoją znajomością z Emilią, wiedział, że on najmniej zawinił w tej znajomości, ale powinien bardziej dbać o Olę. W tym przypadku to tylko jego przyjaciółka i nie ma obowiązku spowiadania jej się, ale skoro chciał być dla niej kimś więcej, to na pewno powinien być z nią szczery. "Tylko przyjaciółka", mężczyzna był wdzięczny za tą piękną, łączącą ich więź, jednak wiedział, że to nie zobowiązuje do tak wielu rzeczy jak związek oparty na miłości. Właściwie mógłby stworzyć z nią taki związek, ale nawet nie wie, czy ona coś czuje do niego. No tak, znowu się powtarza, że najlepszym sposobem na rozwianie wątpliwości jest rozmowa. Ale on nie chciał jej jeszcze zaczynać. Wiedział, że to może odmienić całe ich życie, a ona na pewno nie chciałaby, żeby wyznanie miłości wyszła przez użalanie się nad nią, bądź spontanicznie. Właściwie nie wiedział tego, ale on nie chciałby, żeby to tak się wydarzyło. Bał się, jak zareaguje, dlatego powie jej w innym momencie życia. Wszystko zaplanuje i powie jej, że koło niej serce mu szybciej bije, na usta wkrada się uśmiech i tylko ona mu siedzi w głowie, nie tylko gdy jest blisko. Wtedy robi mu się cieplej, ma ochotę wziąć ją w swoje ramiona i nigdy nie wypuszczać, zapewnić jej bezpieczeństwo do końca dni. Chciałby jej to powiedzieć, wykrzyczeć, że mu na niej cholernie zależy i, że ją kocha, ale boi się.
Po prostu się boi.
Odrzucenia?
A może własnych uczuć?
- Panie Mikołaju, czemu pan tak tu stoi? - spytała lekarka, która szła skontrolować stan Oli. Znała go, ponieważ nie raz był w tym szpitalu przesłuchiwać różnego rodzaju pacjentów.
- Już idę, do widzenia, miłego wieczoru - powiedział i odwrócił się na pięcie, idąc w stronę wyjścia.
- Do widzenia - szepnęła za śpieszącym się mężczyzną. Na służbie był zawsze niewzruszony, nie ważne, jak bardzo tkliwa była historia, on nie pokazywał emocji, przynajmniej nie te skrajne. Czasem na jego twarzy gościło współczucie, jednak nie tak silne jak przed chwilą. Widziała, jak był mocno zamyślony, raz na jego usta wkradał się uśmiech, a raz przeżywał dogłębny smutek. Patrzył na tę kobietę tkliwym wzrokiem, jakim zwykle patrzyły nowe pielęgniarki na pacjentów. Mikołaj zaintrygował lekarkę, to trzeba było przyznać. Pod tą grubą skórą kryło się wrażliwy człowiek. Przynajmniej wobec tych, których przynajmniej darzył szacunkiem.
Kobieta weszła do sali, na której leżała jej pacjentka.
- Dzień dobry, pani doktor Anno - przywitała ją pielęgniarka, ze spuszczoną głową
- Uczysz się. - powiedziała z wyraźną wyższością. - A teraz powiedz, jak się czuje pani Ola? - przeszła do konkretów, nie miała najmniejszej ochoty na pogaduszki. Pielęgniarka zagarnęła swoje ognistorude włosy za ucho, spoglądając na Olę.
- Na nic się nie skarżyła, ale kiedy ostatnio szła do łazienki to się chwiała. - odpowiedziała głosem, jakby szła na skazanie.
- Sama to zobaczyłaś? - Spojrzała podejrzliwie swoimi zielonymi oczami, ale rudowłosa na to nie patrzyła.
- Pani doktor, kazała mi pani uważnie się przyglądać pacjentom, więc tak robię - na twarzy jej rozmówczyni pojawił się mały uśmiech.
- Bardzo dobrze Elżbieto - pochwaliła ją ciepło, jednak po chwili jej ton głosu znów stał się zimny - jakby skarżyła się na ból mięśni i głowy, to podaj jej aspirynę. Jakby coś więcej się działo, wzywać mnie. Do tego proszę mnie zawołać, gdy się obudzi. A teraz do widzenia - powiedziała i odwróciła się, a jej blond włosy, które były związane w kucyk, uderzyły w jej twarz. Przetarła swój blady policzek, równym i zdecydowanym krokiem wychodząc z sali. Kiedy doktor wyszła, pielęgniarka odetchnęła z ulgą. Znowu przyjęła swoją wcześniejszą pozę, przestała się prostować i zabrała się za swoją robotę.

Następny dzień, szpital, 7:46
Na salę ponownie weszła 36-letnia lekarka, dzisiaj jej głowę zdobił warkocz. Wzięła kartki, które miały jej pomóc coś zdiagnozować, szybko przeczytała, przy okazji analizując je. Teraz przystanęła przy Oli, przykładając wyniki do piersi. Pacjentka siedziała na łóżku i patrzyła na nią pytająco, od wczoraj nie mówiła o jej zdrowiu nic innego jak "stabilny" bądź "dopóki nie będziemy mieć wyników, będziemy musieli leczyć objawowo". A teraz miała przy sobie wyniki, dlatego mogła wreszcie powiedzieć coś więcej.
- Otóż pani Aleksandro - mówiła przyjemnym, ciepłym głosem, zupełnie innym, niż do pielęgniarki. Mimo to policjantka jej przerwała.
- Ola, niech mi pani mówi Ola - uśmiechnęła się do kobiety, lekarka wyciągnęła dłoń, więc ją uścisnęła.
- Anna - nie miała zwyczaju przechodzić z pacjentami na "ty", jednak to nie była zwykła pacjentka. Musiała zaskarbić sobie jej zaufanie. - Otóż Olu, wyniki nie wykazują żadnych nieprawidłowości, jednak potrzymamy cię jeszcze jeden dzień. Jak przyjdzie pielęgniarka, to podłączy ci kroplówkę, a teraz chciałabym cię jeszcze osłuchać - powiedziała, ściągając stetoskop z szyi. - Musimy się upewnić, czy narkotyki nie uszkodziły twojego serca.
- No dobrze - rzekła niechętnie, miała już powoli dosyć tego całego szpitala.
- Podnieś bluzkę - kobieta zaczęła osłuchiwać ją. Po skończonym badaniu powiedziała - Nie słyszę nic niepokojącego. Jednak powinien się ktoś tobą teraz zaopiekować, chociażby ze względu na przeżyte wydarzenia.
- Tak wiem - skomentowała zmarnowana, - spokojnie, poradzę sobie.
- Pewnie pomoże ci ten chłopak, co go tu wczoraj widziałam - wymusiła uśmiech na swej twarzy, a pojedynczy kosmyk włosów uwolnił się z uwięzi i opadał na jej twarz.
- Mikołaj? - spytała z niedowierzaniem, a rozmówczyni pomachała twierdząco głową - To mój przyjaciel. - spuściła głowę, chcąc ukryć smutek, który zagościł na jej twarzy. Nie cieszyła się, że nie odgrywała w jego życiu żadnej szczególnej roli, jednak powinna się cieszyć z tego, że w ogóle jakąś odgrywa. Jest jego przyjaciółką i powinna być z tego szczęśliwa. Ze słabym uśmiechem na ustach powróciła wzrokiem na Annę
- Jasne - uśmiechnęła się pod nosem.
- No tak! - próbowała brzmieć przekonująco, ale każde słowo o ich relacji sprawiało jej ból. - Poznaliśmy się w pracy, a jako, że spędzamy przez to dużo czasu, zaprzyjaźniliśmy się - prawdą jest, że chciałaby, żeby coś więcej z tego wynikło, jednak nie miała prawa okłamywać ludzi, że są razem. Podniosła rękę na wysokość swoich kolan i przeskakiwała drugą dłonią po swoich palcach, delikatne dotykanie opuszków było jednym z je j rytuałów, gdy się denerwowała. Spojrzała z powrotem na lekarkę, widząc jej szeroki uśmiech poprawiła swoją grzywkę, która bezwiednie opadła na jej twarz. Kobieta postąpiła podobnie ze swoim kosmykiem włosów. Odwróciła się na pięcie i odeszła, uzyskała tą informację, którą chciała. A więc Mikołaj jest wolny...

18:32
- Proszę, oto twój wypis - powiedziała lekarka. - Olu, mógłby ktoś po ciebie przyjechać? - spytała, a w jej oczach dało się ujrzeć błysk nadziei.
- Mogę zadzwonić po Mikołaja - powiedziała po chwili zastanowienia - Może już skończył pracę. 
- To zadzwoń do niego, powrotu do zdrowia życzę - powiedziała i wyszła z sali.
Kobieta poprawiała swą plakietkę, na której było napisane
"lekarz
Anna Kukawska
specjalista chirurg"
Była dumna z tego, że poświęciła kilka lat życia na uzyskanie tego. To był naprawdę ciężki okres w jej życiu, ale teraz miała to, co oczekiwała: dobrze płatną pracę, kilka podporządkowanych jej osób i mogła pomagać ludziom, co było w tym najmniej ważne. Do tego brakowało tylko jednego: mężczyzny, którego pokochałaby całym swym sercem, a on oddałby jej to uczucie.
Kobieta pochłonięta w rozmyślaniach nie zauważyła idącego na przeciwko niej mężczyzny. Tupot momentalnie ustał, gdyż zderzyli się ze sobą, obydwoje byli tak samo zamyśleni. On wstał przed nią i wyciągnął do niej rękę.
- Przepraszam pani Aniu - powiedział Mikołaj, a kobieta złapała jego dłoń, podnosząc się z podłogi - Zamyśliłem się
- Nic się nie stało - posłała mu jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów, ukazując rząd idealnie prostych zębów. - Poza tym mów mi po imieniu. Ania.
- Mikołaj - uśmiechnął się i zmarszczył czoło, próbując odnaleźć powód jej zachowania. Jednak w jego głowie siedziała tylko jedna, niebieskooka kobieta - Gdzie leży Olka?
Kobieta zaklęła w myślach i odpowiedziała mu uprzejmym głosem
- Właśnie wychodzi ze szpitala, a leży tam gdzie wcześniej. Wiesz Mikołaj, myślałam, że moglibyśmy się spotkać... - podniosła z powrotem wzrok na niego, jednak dostrzegła tylko jego oddalającą się sylwetkę.
- Kiedyś się zmówimy! - krzyknął za nią i dosłownie pobiegł na salę.
Ola kucała przy szafce, przed chwilą wyciągnęła z niej swój telefon, który teraz miała przy uchu. Z kieszeni Białacha wydobył się dźwięk dzwonka. Kobieta wstała gwałtownie i ujrzała przed sobą postawnego mężczyznę. Jej serce mocniej zabiło, a w brzuchu poczuła łaskotanie. Uśmiechnęła się do obiektu westchnień, widząc, że wyciągnął telefon rozłączyła się i zaczęła mówić.
- Dzwoniłam do ciebie... - nie umiała wymyślić niczego mądrzejszego, w jej głowie był kompletny chaos, który próbowała uspokoić - Chciałam prosić cię... Czy wróciłeś z pracy - plątała się - i czy mógłbyś mnie odwieźć - odetchnęła z ulgą, zadowolona, że skończyła mówić.
- No jasne -  uśmiechnął się. Spojrzał na nią, sięgała jeszcze po coś do szafki. Teraz albo nigdy. - Olu... - zaczął chcąc, żeby na niego spojrzała. Ta wciąż szukała czegoś w szafce.
- Tak Mikołaj? - spytała, łatwiej jej się z nim rozmawiało, gdy nie patrzyła w jego piękne oczy. Mężczyzna zawahał się. Widział przed sobą piękną kobietę o niezwykłym charakterze, która jest jego przyjaciółką. Nie mógł tego zniszczyć.
- Jak się czujesz? - jego głos był troskliwy i radosny, napawał Olę lepszym nastrojem.
- Dobrze - odpowiedziała i wstała, wpatrując się w podłogę. - Idziemy?
- Tak - ruszył przodem, po drodze mijając się z zazdrosnym spojrzeniem lekarki, której jednak nie zauważył ze względu idącą za nim Wysocką. Jej obecność sprawiała, że trudniej było mu się skupić na otoczeniu.










Strasznie przepraszam, że nie było ostatnio rozdziału, ale naprawdę nie mogłam go dodać, bo go nie miałam.
Pytania do was:
1. Co sądzicie o postaci Anny?
2. Czy Annie uda się zdobyć serce Mikołaja, odbierające je tym samym Oli?
3. Znowu Mikołaj stchórzył... Macie coś na ten temat do powiedzenia?
Nie zapominajcie, że pytania są opcjonalne i nie musicie na nie odpowiadać, będę zadowolona ze zwykłego komentarza "Przeczytałam", Nawet z anonimka.
Pozdrawiam,
Nadia

wtorek, 18 sierpnia 2015

Przepraszam najmocniej!

Naprawdę was przepraszam, ale czasem czuję, że więcej czasu na pisanie mam w trakcie szkoły, niż w wakacje. Nie dam rady wstawić rozdziału, bo go nie napisałam. Internetu prawie brak, a na weselu nie będę przecież szukać. Potem poprawiny, a nogi wciąż od tańca bolą. A potem oczywiście na jezioro, w końcu jesteśmy na Mazurach. Nie wiem, czy uda mi się coś dodać w tym tygodniu, postaram się, ale są małe szanse. 

Jeszcze do tego jestem załamana zwiastunami, Ola z Jackiem to przecież przekreślenie Oli i Mikołaja, jak to mówi moja przyjaciółka MikOli. A zwiastun filmu, który będzie 29 sierpnia to gwóźdź do trumny. Normalnie jestem załamana tym wszystkim, wena odpłynęła, czasu brak, więc wiecie...
Po prostu wybaczcie <3

EDIT: Nie dam rady jednak dodać nic w tym tygodni, dlatego do wtorku.

Pozdrawiam
Nadia

wtorek, 11 sierpnia 2015

26. Odwiedziny z nutką przebaczenia.

Komenda 15:21
- Trzymaj się! - powiedział Krzysztof, zarzucając na swoją niebieską koszulę brązową bluzę. Mikołaj spojrzał na niego znad kartek papieru, które go zalegały, i zmusił się do uśmiechu.
- Pa - odpowiedział i sięgnął po kubek, żeby jego kolega nie widział, jak się przejmuje tym wszystkim. Ten tylko odwrócił się na pięcie i energicznym ruchem otworzył drzwi, żeby po chwili zamknąć je z hukiem. Chciał wreszcie wrócić do swojego synka, który pewnie bardzo za nim tęsknił.
Tymczasem Białach wciąż zalegał nad stertą papierów. Do jego głowy ciągle wkradała się drobna kobieta o ciemnych włosach i niebieskich oczach, które miały na sobie brązowe plamki. Była niewyobrażalnie piękna, jednak nie był zadowolony z faktu, że ciągle zaprząta jego głowę, przez to nie potrafił skupić się na pracy i musiał tkwić tu kolejne minuty, które zamieniały się w godziny. Nie potrafił pracować z myślą, że Ola może nie żyć. On ciągle nie potrafił uwierzyć, że to się stanie, jednak miał świadomość, że jest taka możliwość, co go  jeszcze bardziej przybijało. Chciałby znowu z nią pójść do pracy, zobaczyć jej uśmiech, ponownie usłyszeć jej głos, tak bardzo brakowało mu jej obecności. Nawet, gdy razem uzupełniali raporty to był spokojny. Wcześniej nie doceniał tego, uważał, że jej uśmiech jest czymś normalnym, że jej spojrzenie to nieodłączna część dnia. Nie potrafił docenić tego, co miał na co dzień, a teraz tęsknił za tym. To, co teraz czuł idealnie pasowało do słów pewnej piosenki.

"Well you only need the light when it's burning low / Cóż, potrzebujesz światła tylko wtedy gdy zapada mrok
Only miss the sun when it starts to snow / Tęsknisz za słońcem tylko wtedy gdy zaczyna padać śnieg
Only know you love her when you let her go / Pojmujesz, że ją kochasz, gdy pozwolisz jej odejść
Only know you've been high when you're feeling low / Zauważasz, że byłeś na szczycie tylko wtedy, gdy spadasz na dno
Only hate the road when you're missing home / Nienawidzisz drogi tylko wtedy, gdy tęsknisz za domem
Only know you love her when you let her go / Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść
And you let her go / I pozwalasz jej odejść." *

Ale nie, on nie pozwoli jej odejść. A na pewno nie z tego świata. Będzie jej pomagał, kiedy ją odwiedzi pomoże jej sobie radzić z tym emocjonalnie, ale też pomoże jej fizycznie, jeśli będzie taka potrzeba. Spojrzał za okno, wpatrując się w kołysane przez wiatr drzewo. Nawet ono wydawało się być szczęśliwe, mimo, iż jest rzeczą martwą, nie może odczuwać emocji. A on siedzi i rozmyśla o niej, o kobiecie, do której czuje coś więcej, niż tylko przyjaźń. Może to najgłupsze, co zrobi, ale postanowił, że powie kobiecie o swoich uczuciach. Był pewien, że to nie jest byle jakie uczucie, tylko najsilniejsze, jakie doświadczył w ostatnim czasie. To jest wyjątkowe, daje mu siłę, by się uśmiechać. Zwykle był markotny i małomówny, ale ta kobieta postanowiła go zmienić. Być może zrobiła to nieświadomie, ale był jej za to wdzięczny i uważał, że należy jej się prawda. Chociaż z drugiej strony są też minusy powiedzenia tego.
Mężczyzna spojrzał na kartkę i ujrzał, że jakimś cudem to skończył. Odłożył raporty na bok i wybiegł z komendy, po drodze zderzając się z innymi policjantami, po chwili będąc w samochodzie, jadąc w stronę szpitala. Wciąż myślał, co zrobi w szpitalu. Jeśli jej powie, może to wziąć za użalanie się nad nią. Może się zezłościć, że mówi jej to dopiero teraz, albo może go w ogóle nie kochać. Chociaż, gdyby nic do niego nie czuła, nie całowałoby go wtedy w szyję. Może to było nic, ale on wtedy dostał zastrzyk energii, czuł, jak od miejsca, w którym wargi Oli dotknęły jego skóry rozchodziło się przyjemne ciepło. To tylko utwierdzało go w przekonaniu, że ją kocha, ale ona? W końcu była pod wpływem narkotyków, może zrobiła to przez nadmiar emocji, których nie potrafiła opanować. Wszystko było możliwe, chyba najlepszym sposobem, na rozwianie wątpliwości jest rozmowa.

Szpital 15:47
Ola leżała na seledynowym łóżku, które na pewno nie było szczytem marzeń, materac był twardy, ledwo uginał się pod jej ciężarem, za to materiał przyjemnie spowijał jej skórę. Nie sprawiało jej to żadnej udręki, takiej, jak leżenie na tym materacu, tworzywo było delikatne, sprawiało przyjemność w dotyku. Ściany były pokryte białą farbą, a niedaleko posłania jedynej pacjentki był stół, na którym były różnego rodzaju lekarstwa i narzędzia, typu strzykawki, skalpele. Kobieta podciągnęła się bliżej poduszki, będąc teraz w pozycji siedzącej. Całe szczęście, bądź też przeciwnie, lekarka już była i jej powiedziała, w jakim jest stanie. Dobry, bez widocznej reakcji alergicznej. Najgorsze było to, o czym poinformowała jej na końcu.
- Jest duże prawdopodobieństwo, że nie będzie pani pamiętać kilku ostatnich godzin, gdyż tak działa ten narkotyk.
Aleksandra rzeczywiście nie pamiętała kilku ostatnich godzin, co doprowadzało ją do szału. Nie wiedziała, co się wydarzyło w ostatnim czasie, a odrętwienie, które czuła w kończynach (podobno to też było normalne) sprawiało, że wymyślała coraz bardziej przerażające sceny, które rzeczywiście mogły mieć miejsce. Była przerażona swoją niewiedzą, chociaż wiedziała, jak może zareagować na prawdę, to wolała znać najbardziej gorzką prawdę, niż najsłodsze kłamstwo. Podniosła głowę i spojrzała w sufit, a potem przeniosła wzrok na okno. Delikatne kolory zwykle ją uspokajały, ale teraz była przesycona niepokojem. Wyszeptała swoim smutnym głosem.
- Błagam, niech mi ktoś powie, co tam się stało - z jej oka spłynęła pojedyncza łza, którą szybko starła, gdyż usłyszała otwierane drzwi. - Już się kładę panie doktorze - powiedziała, nie patrząc w stronę przybysza. Jak powiedziała, tak zrobiła, dopiero po chwili odwracając głowę w stronę mężczyzny - Każdy, tylko nie on! - powiedziała załamanym głosem, w którym dało wyczuć się nutkę złości.
- Ola, o co chodzi? - spytał Mikołaj, tracąc nadzieję, że ona też coś do niego czuje. Nie rozumiał też, o co może chodzić kobietą, przecież chyba wszystko sobie wyjaśnili.
- O co chodzi? Jeszcze się pytasz? Pomyślmy, a może o to, że nie jestem twoją przyjaciółką! - wykrzyczała smutna, jednak po chwili ściszyła głos, uświadamiając sobie, gdzie jest. - Nie miałeś odwagi mi powiedzieć, że jesteś z Emilią.
- Myślałem, że już ci to wyjaśniłem, kiedy cię porwa... - Nie dokończył, gdyż nie chciał jej przypominać tamtych zdarzeń. Nie był świadomy tego, że Ola nie pamięta ostatnich godzin. Kobieta znowu odwróciła głowę, próbując powstrzymać napływające się do jej oczu łzy. Nie chciała pokazać mu swoich słabości i tak już za dużo razy widział ją załamaną. Spojrzała znowu na niego, wyglądała słabo.
- Nie wyjaśniłeś - powiedziała, mając nadzieję, że jej słowa nie są aż tak puste. Szkoda tylko, że skoro kłamie, to nie będzie miała możliwości dowiedzieć się, co się tam stało, w końcu udawała, że wszystko świetnie pamięta.
- Ola... - Mikołaj wyczuł nutkę zawahania w jej głosie, był coraz bardziej podejrzliwy. Jakoś coraz mniej wierzył, że ona coś pamięta. Uczył się o narkotykach i wiedział, że jednym z produktów ubocznych jest zapomnienie wydarzeń, które występowały w takcie odurzenia. - Pamiętasz coś?
Policjantka spuściła swoją głowę, czując, że mężczyzna ją rozszyfrował.
- Wyjaśnię ci jeszcze raz, wiem, jak ci na tym zależy. Otóż panna Emilia - powiedział lekceważąco, czym zdziwił Olę - Ubzdurała sobie, że jesteśmy razem, nawet mnie pocałowała! - dodał z wyrzutem - Wybaczyłem jej, obiecała mi, że więcej to się nie powtórzy. Ale chyba musiała ci dopiec, mówiąc, że jesteśmy razem. Ale proszę, zaufaj mi, nic mnie z nią nie łączy.
- Wierzę ci - powiedziała słabo, od początku mu wierzyła. Może to jest jej najdurniejsza cecha, a może ta najpiękniejsza, ale zaufała mu bezgranicznie. Wiedziała, że tylko brak wyjaśnień z jego strony może ich od siebie odsunąć, dlatego go unikała, nie chciała z nim rozmawiać. Teraz uważała, że to był błąd, którego już nie naprawi, ale cieszyła się, że teraz rozmawiają. Postanowiła, że od dziś pozwoli mu zawsze dojść do słowa. Spojrzała na jego twarz, wydawał się taki twardy, ale jednocześnie jeden z jego kącików ust podniósł się ku górze. - Zawsze będę ci wierzyć - mężczyzna na to, podniósł drugi kącik, wysyłając jej promienny uśmiech. - Oczywiście jeśli nie będziesz mnie okłamywać - zaśmiała się, a on odpowiedział poważnie:
- Nigdy nie będą ukrywał prawdy, która wpłynie na nas. Bo na przykład sekretów ci nie będę zdradzać - Ola zaśmiała się na to, a Mikołaj jej zawtórował.
- Mikołaj - powiedziała niepewnie, a z jego twarzy zniknął uśmiech, tak jakby ubrał maskę obojętności. - Ja nic nie pamiętam, nie wiem, co tam się wydarzyło.
Białach uśmiechnął się delikatnie, a po chwili niechętnie zaczął opowiadać, co się wydarzyło. Jego przerażenie w głosie w niektórych momentach dziwiło posterunkową, Nie była również świadoma, jak bardzo śmiało zachowywała się wobec niego, ponieważ zataił takie momenty jak pocałunek w szyję. Po kilku minutach skończył, wziął kubek z wodą, który był Oli, i się napił.
- To było moje - uśmiechnęła się. widziała, że mężczyzna nie chce o tym rozmawiać, a ona uzyskała informacje, jakie chciała.
- Nie było podpisane - teatralnie obejrzał kubek. Kobieta uśmiechnęła się szerzej.
- Bo jesteś ślepy - powiedziała, zabrała mu pojemnik z napojem, wzięła marker ze stolika obok i podpisała się swoim imieniem.
- Teraz widzę, młoda.
- Stary capie - zaśmiała się, a ten wyglądał na obrażonego - Kapciu? - poprawiła się, szczerząc zęby.
- Kapciu? Czemu kapciu?
- A czemu capie?
- Dobre pytanie - zaśmiali się wspólnie. Wreszcie normalnie rozmawiali, bez zbędnych kłótni

Parę godzin później
- Co pan tu jeszcze robi? - spytała z pretensjami pielęgniarka. - Miał pan przyjść na chwilę.
- Już idę - policjant wstał, wsunął krzesło i chciał odejść
- Mikołaj - zatrzymał go głos Oli. Spojrzał na nią, a ona rozłożyła ręce. Spojrzał na złą pielęgniarkę, mimo to przybliżył się do niej, usiadł na skraju łóżka i przytulił posterunkową. Poczuł, jak się w niego wtula, a po chwili wstał i musiał się pożegnać.
- Zdrowiej szybko - podniósł kąciki ust i wyszedł.











*Passenger - "Let her go", tłumaczenie z internetu*
Pytania:
1. "Może to jest jej najdurniejsza cecha, a może ta najpiękniejsza, ale ufała mu bezgranicznie." A wy jak sądzicie? Trochę od strony filozoficznej
2. Wreszcie pogodzeni, cieszycie się?
Dzięki wam za te wszystkie wyświetlenia i za komentarze!
I dziękuję ci Marysiu, że mi patrzyłaś na łapy XD Nie no, serio dzięki <3
I muszę was z przykrością powiadomić, że wyjeżdżam, jednak postaram się nie zakłócać regularności dodawania, jednak z nadprogramowym dodawaniem rozdziałów i komentowaniem u was może być gorzej. Więc wiecie...
Pozdrawiam
Nadia

środa, 5 sierpnia 2015

25. Problemy

- Dobra, zbieramy się - krzyknął w stronę Moniki i Krzysztofa, którzy rozmawiali z antyterrorystami. Policjantka dała znać im gestami rak, żeby poczekali. Sprawnie podeszła do Mikołaja, a kiedy stanęła przed nim, podniosła delikatnie głowę, żeby spojrzeć mu prosto w oczy. Jej delikatny, brązowy kolor tęczówek teraz nabrał niemiłego wyrazu, którym dosłownie kobieta mogła porażać. Do tego wszystkiego było widać jej zaciśnięte ręce, a mimika twarzy przyjęła groźny wygląd. Mikołaj zrozumiał, dlaczego boją jej się przestępcy, nie oznaczało to bynajmniej, że się jej przestraszył.
- Ty chyba nie rozumiesz? - Wysyczała, podnosząc poziom agresji wobec niego. - Musimy tu być, dopóki to nie zostanie wyjaśnione.
- To nie nasza robota! - Wykrzyczał, próbując walczyć z prawdą.
- Musimy coś napisać w raportach, nie? Nie powinniśmy zostawiać pustych miejsc - skomentowała, próbując mu wytłumaczyć, że nie mają innego wyjścia, muszą zostać, dopóki odpowiednie służby nie pozwolą im odejść - Jak chcesz, to czekaj, my wszystko wyjaśnimy - powiedziała zrezygnowana, mimo to wiedziała, że policjant na dziś jej już się na to nie nada. - I tak nam mało zostało - próbowała pocieszyć bardziej siebie niż przekonać jego.
Mikołaj zamyślił się, rozważając, czy posłuchać Kownackiej, a ona patrzyła na niego dziwnym wzrokiem. Właśnie zrozumiała, była wręcz pewna, że on kocha Aleksandrę. Zaprzątał nią swoje serce i umysł, mimo, iż czekało go dużo pracy. Widziała jednak, jak próbuje z tym walczyć i wziąć się w garść. Blondynka odwróciła się na pięcie i chciała odejść, jednak poczuła, że ktoś za nią idzie. Odwróciła się i zobaczyła zmarnowaną twarz Mikołaja.
- Pójdę - powiedział zrezygnowany.
- Nie pójdziesz - prawie wykrzyczała, zatrzymując go ruchem ręki. - Czekaj przed radiowozem - ton jej głosu nie wnosił sprzeciwu, a on czuł, że ona robi to dla jego dobra. Spodziewał się tego, że nie do końca jest zdolny do pracy.

Powoli wrócił do radiowozu, spoglądając, jak Monika pewnym krokiem idzie do swojego partnera. Wiedział jedno; ona rzeczywiście jest dobrą policjantką. Widział, jak godzinę temu, a może więcej czasu upłynęło, tego nie wiedział, sierżant była smutna, wręcz załamana, przeładowana równocześnie złością. Ona potrafiła to zamienić na energię, którą wykorzystywała w pracy. Za to Mikołaj nie do końca wiedział, jak jej się to udaje. Musiał jednak wykorzystać te kilka minut, żeby wziąć się w garść. Przecież takim zamartwianiem się nic nie zdziała, nie pomoże jej tym. Przecież Ola leży w szpitalu, pod opieką lekarzy, a najgorsze, co może ją spotkać, to śmierć. Dosyć! Przecież miał tak nie myśleć, lekarzy dowiedzą się, co to za narkotyk i jej pomogą. Poza tym przestępcy raczej nie chcieli jej zabić, raczej otumanić. Jakby chcieli ją pozbawić życia, zastrzeliliby ją, w końcu w pobliżu nikogo nie ma i nie byłoby świadków. A jeżeli jednak chcieliby są to po cichu, to mogliby już to zrobić dawno, na przykład podcinając jej gardło nożem. Na tą myśl przez jego ciało przeszedł dreszcz, był przerażony, że to mogła być prawda. Wyobraził sobie, że Aleksandra leży we krwi, o on dosłownie spóźnił się o parę minut, żeby uratować jej bezcenne życie. Szybko wyrzucił to z głowy, chcąc nie rozpamiętywać przeszłości. To, co najgorsze przeminęło, a teraz musi być lepiej. Po pracy pójdzie, odwiedzi ją i zobaczy ją całą i zdrową. Musi się trzymać tej wersji, przecież Wysocka jest silną kobietą i tak łatwo się nie podda. Ona zawsze była uśmiechnięta, rozśmieszała go. Ostatnie wydarzenia ją przytłoczyły, dlatego tak bardzo cieszył się z jej uśmiechu. Takie pojedyncze gesty napawały go wiarą, że za niedługo powróci do dawnej siebie. Odważna w pracy, jednak umiała dotrzeć do ludzi; przy nim wydawała się twarda i nieugięta, tak najczęściej do niego mówiła, dopóki nie zaczynali rozmowy o jego prywatnym życiu. Wtedy zachowywała się nadzwyczaj delikatnie i ostrożnie, jakby Mikołaj zaraz miał uciec. I tak właśnie było: jedno nieprzemyślane słowo sprawiało, że ten temat się kończył. Mężczyzna nigdy nie lubił zwierzać się z problemów, bo według niego było to równoznaczne z wzięciem pomocy, a przecież sam daje rade. Był pewien, że jeśli sytuacja wymknie się spod kontroli, to wtedy przyjmie wsparcie najbliższych. Ale na przykład teraz dawał radę. To bardziej Ola potrzebowała pomocy, przecież to ona leży w szpitalu i jest nawet możliwość, że w tym momencie walczy o życie.
Mikołaj uświadomił sobie, że wraca do punktu wyjścia. Więc postanowił zająć się czymś innym. Wziął do ręki pałkę i zaczął nią wyrabiać różne „wyczyny”, których nauczył się w podobnych do tego momentach. Wirowanie czarnego przedmiotu pozwoliło mu choć na chwilę zapomnieć i się uspokoić. Wreszcie poczuł, że znowu jest zdolny do pracy. Mógłby znowu pomagać ludziom, to ich uśmiechy i wyrazy wdzięczności są najpiękniejszą zapłatą za tą pracę.

Jego zabawę przerwał Krzysztof, łapiąc go za rękę. Zapała spojrzał na niego, niepewnie się uśmiechając, a aspirant to odwzajemnił.
- Jedziemy? - spytał dość przymilnie, podnosząc jeszcze wyżej swoje kąciki ust.
- Jasne - odpowiedział i przeniósł swój wzrok na Kownacką, której na jego widok również poprawił się humor. Miło było widzieć, że poradził sobie z tym.

Ruszyli na komendę. Wysocki przydzielił ich tylko do tego porwania, więc dziś wyjątkowo wcześniej kończyli. Teraz, jadąc radiowozem, każdy myślał, jak zareagują ich najbliżsi na tak wczesny powrót. No, prawie każdy, a tak właściwie to dwie trzecie z grupy tak myślały. Mikołaj próbował nie myśleć o Oli, nawet przez chwilę udało mu się pomyśleć o córkach, jednak długo to nie trwało. Teraz jego głowę znowu zaprzątała ta niebieskooka kobieta, całe szczęście nie było to tak drastyczne jak wcześniej, więc z tym nie walczył. Postanowił, że po uzupełnieniu papierów odwiedzi ją, albo chociaż pojedzie do szpitala.
Z taką myślą pojechał uzupełniając raporty

14:57, Dom Moniki
Kobieta powoli zbliżała się do mieszkania, niepewnie pokonując kolejne stopnie. Jej mąż powinien być w pracy, no chyba, że się zgodził na tą durną ofertę. Zawsze pracował uczciwie i dużo, nigdy im niczego nie brakowało. Jednak ta oferta, o której ją powiadomił kilka godzin temu, może wszystko przekreślić. Całą ich dobrą opinię. Grażyna, jej matka, zawsze uważała, że rodzina powinna być w komplecie. Kownacka podzielała jej zdanie, ojciec nie powinien wyjeżdżać za granicę. A w ich przypadku to było całkowicie nieodpowiedzialne, Franek jest niepełnosprawny i we dwójkę ledwo dają radę go wychowywać, do tego zaadoptowali go niedawno, więc taka rozłąka na pewno nie wpłynie na nich dobrze. Muszą zbudować rodzinę, zbudować dom. Nie da się go zbudować w tak krótkim czasie. A nawet jeśli chciałoby się, to nie miałby solidnych fundamentów i prędzej czy później zawaliłby się. Rzadko która rodzina wytrzymuje takie rozłąki, a oni jeszcze potrzebują czasu, by nawiązać między sobą odpowiednie więzy. Monika stanęła przed drzwiami, wzięła kilka oddechów i energicznie nacisnęła klamkę. Drzwi były otwarte, co oznaczało obecność głowy rodziny w domu. Weszła, a po domu rozległ się tupot jej obcasów. Nawet ich nie zdjęła, tylko niczym błyskawica poszła do sypialni. Artur pakował ostatnie ubrania do walizki.
- Artur - zaczęła przymilnie, próbując trzymać nerwy na wodzy. Wiedziała, że emocje zbyt wiele tu nie zdziałają, jednak jej mąż był już maksymalnie wkurzony.
- CO? Nie rozumiesz, prawda? Tylko to jest nadzieją, że Franek będzie chodził! Muszę tam jechać i zarobić, te twoje imprezy charytatywne - powiedział kąśliwie, - nic nam nie dały!
- Kochanie...
- Nie kochaniuj mi teraz! - warknął rozzłoszczony.
- Nie uważasz, że przesadzasz? - powiedziała ostrzejszym tonem, tylko w ten sposób jej wysłucha - chcesz zostawić swoją rodzinę dla paru groszy?
- Paru groszy? - powtórzył z sarkazmem, a ona zaczęła sobie zdawać sprawę, jak małe są szanse wybicia mu tego pomysłu z głowy - Kobieto! To kilka razy więcej niż to, co zarabiasz ty!
- A myślałeś, jakim kosztem? - spytała przez łzy, które zaczęły spływać po jej policzku.
- Franek będzie mógł chodzić! - zapiął walizkę i postawił ją na ziemię.
- Artur... Jeszcze jest szansa by się wycofać - załkała, pierwszy raz w życiu targały nią takie emocje. Kownacki zbliżył się do niej, a ona, przestraszona, przywarła do ściany. Spojrzała mu w oczy, nie urzekały już jej tak, jak kiedyś, były teraz pełne złości.
- Nie ma opcji! - wykrzyczał jej w twarz, Monika miała ochotę skulić się i zacząć szlochać na cały dom, jednak to powstrzymała. Nie wydała z siebie żadnego żałosnego dźwięku, tylko po jej policzkach leciały łzy. Mężczyzna nie odstąpił od niej, chociaż widział, ile wywołuje u niej bólu. Sam czuł, jak coś w nim pęka, widząc, jak jego ukochana płacze. Pomimo upływu lat wciąż ją kochał, chociaż czy to możliwe, żeby osobę, którą się kocha tak ranić? - Nawet jeśli - przemówił łagodniejszym tonem, ale wciąż było wyczuć zdenerwowanie - to dla kogo? Przecież Frankowi pomogę, będziecie mieć więcej pieniędzy - zaczął wymieniać pozytywne strony tego, jednak ona mu przerwała.
- Dla mnie - zaszlochała błagalnym tonem. - Ja nie dam rady żyć bez ciebie...
Kownacki chwycił jej głowę w swe dłonie i złożył na jej zimnych ustach gorący pocałunek. Kobieta nie wiedziała, co to oznacza, po prostu cieszyła się chwilą, która jednak trwała bardzo krótko. Szybko odsunął swe rozgrzane wargi od ukochanej, złapał za walizkę i zaczął iść w kierunku wyjścia.
- Artur... - powiedziała niepewnie - ARTUR! - wykrzyczała zdesperowana, w jej głosie nie było rozkazu ani złości, był tylko smutek z błaganiem o pomoc. Mężczyzna przy drzwiach od pokoju odwrócił się na chwilę, dając możliwość jej zobaczyć pojedynczą łzę spływającą po jego policzku. Po chwili jednak odwrócił głowę i szybkim krokiem wyszedł z mieszkania, miał na sobie nawet buty, więc jego wyjście ze środka trwało bardzo krótko. Monika zsunęła się na podłogę i wydała z siebie smutny szloch, który pokazywał, że przegrała tą walkę. Podobno była silna, twarda i zła. Ale to nieprawda. Teraz rozdzierała ją od środka bezsilność, która mimowolnie spływała po jej policzkach... Ujrzała kartkę na łóżku. Przeczytała jej jedyne zdanie na głos.
- Franek jest u mamy - przeczytała niepewnie, a krople łez zmoczyły kartkę. Miała syna przy sobie, ale jej mąż odjechał...
Nigdy nie czuła w sercu takiej pustki...











Hej! Wreszcie przepisałam, mówiłam, że dodam w ciągu tej nocy.
A teraz pytania dla was
1. Co sądzicie o obawach Mikołaja? Są możliwe?
2. Co myślicie o samym Mikołaju? Co oznacza te jego ciągłe myślenie o Oli?
3. Jak odbieracie tą wymianę zdań? Po kogo jesteście stronie? A może rozumiecie obojgu małżonków?
4. "Pomimo upływu lat wciąż ją kochał, chociaż czy to możliwe, żeby osobę, którą się kocha tak ranić?"

Pozdrawiam, dziękuję za waszą obecność
Nadia

wtorek, 28 lipca 2015

24. Uda się?

Mikołajowi ciężko było w to uwierzyć. Walczył tak zawzięcie z wrogiem, którego ledwo co odnalazł. Znowu los z niego zakpił. Sprawił, że odzyskał nadzieję, którą po chwili roztrzaskał na drobne kawałeczki. Próbował wziąć się w garść, zebrać je a powrotem, ale nie potrafił. Nie pomagała mu nawet myśl, że zawiedzie osobę, na której tak mu zależy, której ciężar odczuwał cały czas, przecież trzymał ją na rękach. Spojrzał na nią, po chwili delikatnie podrzucając. Musiał tak zrobić, bo zsuwała się z jego rąk, a on nie chciał doprowadzić do jej upadku, w żadnym tego słowa znaczeniu. Kobieta niechętnie odsunęła się od niego, po chwili podnosząc na niego wzrok. Na jego twarzy malowało się przerażenie, które uniemożliwiało mu jakikolwiek logiczny ruch. Spróbowała sobie przypomnieć, co się działo kilka minut temu, ale pamiętała to jak przez mgłę. Była świadoma, że to nie jest normalne, ale nie mogła na to nic poradzić. Z jego wyrazu twarzy jednak wyczytała, że grozi im poważne niebezpieczeństwo. Czuła, jak jego ręce się trzęsą, wprawiając w ten stan i ją. Zagrożenie na nich czyhało być może nawet i za rogiem, a on nie mógł nic poradzić. A przecież jest policjantem, ma na sobie jego mundur, nie spodziewała się, że mogą nim zawładnąć takie silne emocje. Właśnie z tą myślą do jej głowy wpadł pomysł
- Mikołaj... - wyszeptała, mimo iż ciągle na nią patrzył - Pistolet...
Białach początkowo nie zrozumiał, o co jej chodzi. Potrzebował sekund, które mogły były dla nich zbawienne, żeby zrozumieć sens tych słów. Wreszcie sobie uświadomił, jaki ma to znaczenie dla ich sytuacji; ostatni raz przycisnął ją do klatki piersiowej w geście przytulenia i położył ją na podłogę. Szybko wyjął pistolet odbezpieczył go, w pełni gotowy na atak wroga. Stał jeszcze parę sekund, które wydawały mu się wiecznością. Przez chwilę nawet nie wierzył, że ktoś w ogóle na nich czeka, dopóki nie usłyszał szeptów zza ściany. Znowu podniósł broń, która zdążyła już delikatnie opaść, teraz musiał czekać. Nie potrafił zdobyć przewagi i wyskoczyć z okrzykiem, nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Tak bardzo chciał zostać przy kobiecie, która leżała w tej chwili na ziemi, że podejmował nie najlepsze decyzje. Postanowił jednak obronić ją, mimo takiej dość niekorzystnej sytuacji. Stanął w rozkroku, czekając na ruch wroga.
- NA ZIEMIĘ! - krzyknęli ubrani na czarno mężczyźni, mieli oni maski na głowach i potężną broń, która kilkukrotnie przewyższała możliwościami jego. Policjant jeszcze przez chwilę miał pistolet w górze, po zdaniu sobie sprawy, w jakiej znajduje się sytuacji, opuścił ją.
CIĄG DALSZY NASTĄPI

























TERAZ

- Jak dobrze, że przyszliście - zwrócił się do antyterrorystów, którzy stali przed nim. Mężczyźni niechętnie opuścili broń, widząc sprzymierzeńca. - Zabraliście ich?
- Tak, jeszcze nie znamy ich tożsamości - odpowiedział jeden.
- To Szymon... I Krystyna... Mikołaj, ty ich znasz - wyszeptała Ola resztkami sił. Mundurowi spojrzeli ma aspiranta. Ten najpierw podszedł do Oli, wziął ją na ręce i pozwolił, żeby się w niego wtuliła. Delikatnie złapał ją za głowę i przycisnął do klatki piersiowej, nie chcąc, żeby go usłyszała.
- Szymon Napierski i Krystyna Zawada - skojarzył wszystkie fakty, które wcześniej nie były dla niego takie oczywiste. - Później złożymy szczegółowe zeznania, teraz idę z nią do radiowozu, mam nadzieję, że zawiadomiliście karetkę.
Wyminął ich, niosąc ją w ramionach. Ze strachem stwierdził, że z każdą sekundą staje się coraz słabsza. Delikatnie nią potrząsnął, a ona na chwilę otworzyła oczy, spoglądając na niego bez żadnego wyrazu. Niebieskie tęczówki nie jaśniały jak dawniej, nie było w nich żadnego blasku. Można wręcz stwierdzić, że były matowe, porażały swoją obojętnością. Nie wyrażały tego smutku, jaki czasem przeżywała, ani nie było w nich tego szczęśliwego blasku, dzięki któremu na jej widok się uśmiechał. Białach jednak nie miał możliwości napatrzeć się na to, gdyż posterunkowa ponownie zamknęła oczy.
- Młoda... - wyszeptał, nie było go stać na nic więcej. Czuł się tak, jakby Ola miała zaraz wyzionąć ducha w jego rękach. Czuł strach i przerażenie, że już nigdy nie ujrzy jej uśmiechu, blasku w oczach, opadania grzywki na jej czoło, którą zawsze poprawiała, gdy się denerwowała.
Nie.
Dopóki czuje bijące od niej ciepło, nie straci nadziei. Będzie lojalny wobec niej, aż do śmierci. I nie pozwoli jej tak łatwo umrzeć. Przyśpieszył swego kroku, już po paru sekundach znajdował się przed karetkę, która już tam stała. Niepewnie oddał im policjantkę, a po chwili na bok ściągnęli go antyterroryści.
- Jedno pytanie. Co tam się działo? - Mikołaj trochę zawstydził się tym, że musi opowiadać o zachowaniu Oli, jednak po chwili zrozumieli, że tu chodziło o to, czy coś im zrobili.
- Aleksandra leżała na ziemi, a ja dostałem komunikat, że bandyci się zbliżają. Uciekłem więc w głąb budynku. Tam, całe szczęście, znaleźliście nas Wy.
- Dobrze, chcemy, żeby pan potwierdził, czy Ci, którzy są w samochodzie to wskazane przez pana osoby.
- Dobrze - niechętnie ruszył za nimi. Po zbędnych formalnościach wrócił do karetki, która już zbierała się do odjazdu.
- Co z Olą? - spytał, a ratownik odpowiedział bez żadnych emocji:
- Poszkodowana jest stabilna. Została najprawdopodobniej odurzona narkotykami, więc nie wiemy, jakie będzie niosło to za sobą konsekwencje. Może być uczulona - Mikołaj chciał coś jeszcze powiedzieć, ale lekarz, który siedział wewnątrz karetki, nie pozwolił mu dokończyć.
- Nie może pan jechać z nami. Piotr, za kierownicę i ruszamy!
- Tak jest doktorze - brunet o kręconych włosach wsiadł przed kierownicę i z piskiem opon odjechał.










Nie wiem czy krótko, czy długo, czy cokolwiek. Siedziałam nad tym długo, nie umiejąc przelać myśli na kartkę. Ale w końcu powstało to. Dzisiaj nawet nie napiszę pytań. Jednak proszę, zostawcie zwykłe komentarz, w stylu "super", "emocjonujące", cokolwiek, starczy mi nawet "przeczytałam/em".

Pozdrawiam
Nadia

piątek, 24 lipca 2015

23. Ona umarła

Do pomieszczenia wbiegli przestępcy, podnosząc jej ciało do góry. Uniósł głowę, a po jego policzkach spłynęły kolejne łzy. Nie umiał tego zatrzymać, trzymali ją tak jakby już nie żyła, a on nie chciał w to wierzyć. Cały czas miał nadzieję, że kobiecie uda się przetrwać ten czas, że pomimo porwania zachowa uśmiech. Teraz jej twarzyczka była blada, spowita czernią swych włosów. Jej delikatne ciało wyglądało na bezwładne, ręce miała spuszczone w dół. To już wyglądało naprawdę na koniec. Mikołaj miał tylko nadzieję, że nie męczyła się długo
- Odsuń się! - wykrzyknął, a po chwili przyłożył do jej kruczoczarnych włosów pistolet. Policjant odruchowo się odsunął.
- Zostawcie ją, to wam nic nie da. Jeszcze wszystko da się odkręcić - mówił załamany
- Zamknij się psie! - chuda rączka dziewczyny podniosła się i złapała za koszulę bandyty, a jej zabójca uśmiechnął się złowieszczo. - Nie zabieraj jej życia!
- Nie rób jej krzywdy! - powiedział donośnym głosem, a w jego sercu zapłonęła nadzieja.
- Pod ścianę! - krzyknął - Inaczej ją zabije!
Mężczyzna niepewnym krokiem podszedł pod ścianę, ciągle patrząc na przestępców. Nie ufał im, ale nie mógł zrobić nic innego.
- Mikołaj - powiedziała dziewczyna i rozwarła powieki, spoglądając swym smutnym spojrzeniem na niego. Jej tęczówki zaświeciły się, patrząc na niego błagalnie. Zamknęła oczy, a po jej policzku spłynęła łza. Zrobiła to, gdyż ujrzała niedaleko stojących policjantów, którzy ich zabezpieczali. Ale nie mogli nic zrobić, skoro ona jest w niebezpieczeństwie, wiedziała o tym. Była pewna, że musi coś zrobić, ci bandyci zaraz zaatakują Białacha, ale ona nie może na to pozwolić. Dopóki mają ją w swych objęciach, nie pomogą mu. Otworzyła oczy po chwili, znowu patrząc na Mikołaja. Nie było w nich strachu, tylko determinacja; policjant wyraźnie był tym zaskoczony. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, kobieta złapała pistolet przestępcy, ten nie dał go sobie wyrwać. Wciąż go trzymał, a ona nim szarpnęła w taki sposób, żeby odpalił. Wystrzelił w jej stronę, przyprawiając ją o ogromny ból, który po sekundzie znikł. Bandyci byli zdezorientowani, gdyż jeden z nich trzymał martwe ciało. W tym momencie wkroczyli policjanci, a oni nawet nie oponowali. Zabójca szturchnął kolegę, oboje podnieśli ręce, a ciało uderzyło o ziemię. Szybko zabrali ich do radiowozu. Białach powoli podszedł do niego, wciąż nie wierząc w to, co się stało. To ciało jeszcze przed chwilą żyło, oddychało i czuło tak samo jak on. A teraz leżało bezwładnie, a krew wciąż z niego wypływała. A raczej z niej, bo to nie było ciało, to była kobieta. Nie żyła, ale wciąż była sobą. Spojrzał na jej twarz, usta miała wykrzywione w grymasie bólu, a zielone oczy były wybałuszone, wyglądało to tak, jakby patrzyła na niego zza światów. Po jego policzku spłynęła, już kolejna w ciągu tego dnia, łza.
- Kasiu... - wyszeptał cicho. Siostra jego żony leżała przed nim, a on pozwolił jej umrzeć. Po prostu. Nie zrobił nic, tylko pozwolił im zabić ją. Tak jakby nic dla niego nie znaczyła. Prawda, była czasem denerwująca, ale obdarzył ją wielką sympatią, traktował ją jak siostra, której nigdy nie miał. A teraz pozwolił jej umrzeć, chociaż ona na to nie zasłużyła. Była najszczęśliwszą osobą, jaką znał, a teraz ją stracił...

To stało się kilka lat temu, ale troski życia codziennego przysłoniły to wydarzenie. Nie myślał już o niej cały czas. Dopiero to samo miejsce i możliwość stracenia kolejnej ważnej osoby w życiu przypomniały mu o niej. To tylko pogorszyło jego stan, miał ochotę schować się i zacząć płakać. Dopuścił, żeby kolejna osoba zakończyła swe życie przedwcześnie. Zależało mu na niej, byli przyjaciółmi, kochał ją i pozwolił jej odejść. Wszystkie osoby, na których mu zależało odeszły. Jego ojciec zmarł na alzheimera, brat zginął w wypadku. Wszyscy go zostawiali samego z problemami. Nawet kobieta, która przysięgała, że go nie opuści aż do śmierci rozwiodła się z nim. Wbrew pozorom bardzo go bolała jej strata. Dopiero pewna kobieta zwykłym uśmiechem sprawiała, że on też się uśmiechał. Ale teraz leżała przed nim. Spojrzał na Wysocką jeszcze raz - nie leżała w kałuży krwi. Po chwili wpatrywania się, ujrzał, jak jej klatka piersiowa unosi się do góry. Zaiskrzył w nim płomyk nadziei. Momentalnie pokonał dzielącą ich odległość, a mało co się nie wywracając, zbliżył policzek do jej ust, a po chwili wyczuł na nim jej oddech. Jego serce zabiło kilka razy szybciej, a on nie do końca wiedział, co teraz począć. Delikatnie złapała ją za ramiona i potrząsnął
- Ola... Olka obudź się - posterunkowa powoli otwierała oczy, patrząc nieprzytomnie przed siebie. Mikołaj uśmiechnął się słabo. - Przepraszam cię, ale teraz otwórz oczy
Policjantka spojrzała na niego półprzytomnie, musiała się chwilę w niego wpatrywać, żeby go rozpoznać. Ogromny ból głowy jej w tym przeszkadzał, czuła się, jakby coś rozsadzało ją od środka
- Mikołaj? - spytała słabo i niepewnie
- Tak, to ja... Chciałem Ci pomóc, musiałem Ci pomóc - powiedział, wyciągnął srebrny przyrząd z kieszeni i zbliżył się do niej. Kobieta się wzdrygnęła, bała się noża. Jednak ten uwolnił ją z uwięzi. Powoli rozprostowała ręce, ciągle czując ból. Miała na nich ślady zadrapań. Na nogi wolała nie patrzeć, choć szczypały ją bardzo podobnie. Swe spojrzenie znowu zwróciła na swojego wybawiciela, a do jej głowy od razu wdarła się brązowooka dziewczyna.
- Nie powinieneś być przy Emilce? - powiedziała ze złością w głosie, a po jej policzku spłynęły łzy. Miała nadzieję, że zaprzeczy jej wszystkim chorym przypuszczeniom.
- Ola, mnie z Emilią nic nie łączy. Jakby łączyło, powiedziałbym Ci - posterunkowa podniosła wzrok z podłogi i spojrzała na jego twarz. Teraz widziała wyraźniej, chociaż nadal nie normalnie, mimo to ujrzała ślady łez i delikatnie czerwone oczy.
- Płakałeś - spytała smutna i zaskoczona. Ten tylko zbliżył się do niej i otarł jej łzy. Kobieta zarzuciła swoje ręce na jego szyję, przytulając go. Była na niego nadal trochę zła, ale aktualnie nad tym uczuciem górował smutek. Potrzebowała obecności kogoś bliskiego, chociażby przyjaciela. Przytulała go większością siły i płakała jej resztką. Bała się cały czas, ale teraz odczuła ulgę i pomimo wciąż tak wielkiego narażenia ich życia, czuła się bezpieczna. W jego ramionach czuła coś, czego nigdy wcześniej nie odczuwała. Tak piękną chwilę zagłuszały jednak jej zawroty głowy, które ciągle jej towarzyszyły. Złapała się za nią, ale Mikołaj o nic nie zdążył spytać, gdyż odezwało się radio
- Mikołaj, uważaj, oni wracają - powiedziała przerażona Monika. Mikołaj spojrzał na Aleksandrę, do której chyba nie do końca o zagrożeniu. Wciąż się w niego wtulała, prawie w ogóle nie kontaktując. Wsunął rękę pod jej kolana, drugą położył na plecach i podniósł ją, po chwili uciekając w głąb budynku. Ola spojrzała na niego
- Ratuj mnie - wyszeptała, a po chwili, nie do końca świadoma swoich czynów, złożyła na jego szyi pocałunek. Mikołaj przyśpieszył, bo w przeciwieństwie do Oli słyszał za sobą kroki. Wbiegł do jakiegoś pokoju, mając nadzieję, że ten ktoś pójdzie dalej. Niestety tuż koło tego pokoju kroki ustały, jakby ktoś zatrzymał się, w pełni gotowy zaatakować.








Uhuhu, a miało nie być przerwanej akcji. Cała ja.
No cóż, powinny być pytania. No to będą:
1. Przestraszyłam was tą Katarzyną? Wzbudziłam w ogóle jakieś emocje?
2. Czy Oli i Mikołajowi uda się uciec? Jeśli tak, to jak?
Pozdrawiam, do wtorku
Nadia

wtorek, 21 lipca 2015

22. Znalazłem ją...

- Wciąż uważam, że to nie było dobre posunięcie z jego strony - Monika prowadziła żywą dyskusje z jednym z pasażerów, drugi był do tego nie zdolny, próbowała zapomnieć o niedawnej rozmowie z mężem.
- Ale ona może być dosłownie wszędzie - odpowiedział Krzysztof, widząc pozostałości zdenerwowania po "rozmowie" z Arturem.
- No dobra, ale żeby od razu sprawdzać każde czarne BMW? Przecież mamy numery rejestracyjne - powiedziała przepełniona złością
- Ale mogli zmienić. Poza tym przyznasz, że to jeszcze nie przekracza granicy ostrożności - odetchnęła ze zrezygnowaniem.
- Nie. Jeszcze - zaakcentowała. - Ale zaraz przekroczy i popadniemy w paranoje.
- Nie przesadzasz?
- Monika? - przerwał dyskusję Białach, czując, że zaraz rozpęta się piekło.
- Tak? - spytała przymilnie, a po chwili rzuciła zabójcze spojrzenie w stronę Krzyśka.
- Gdzie jedziemy? - spytał, rozglądając się po okolicy. Dalej jeździli w swoim terenie, ale teraz byli tam, gdzie zgłoszenia były wyjątkowe. Właśnie minęli blok, który był chyba jedynym w promieniu kilometra. Teraz zaczynał się las, w którym całe szczęście była porządna droga.
- Chyba nie myślisz, że przestępcy będą sobie jeździć po mieście - zaśmiała się serdecznie, próbując rozładować to napięcie. Trochę ją to denerwowało. - Musieliby być kompletnymi - zacięła się na chwilę, próbując znaleźć odpowiednie słowo, które nie będzie ich w ten sposób obrażać - bez mózgami.
- Ale to są kretyni! - wrzasnął, a Kownacka wiedziała obrzuciła go groźnym spojrzeniem, którego bali się przestępcy. Na niego to nie działało. - Myślisz, że kto normalny najpierw bije do nieprzytomności, - chociaż była przytomna, to określenie to najbardziej mu pasowało, określając jej stan fizyczny w tamtym momencie - a potem porywa? I to podobno osobę, którą kocha! - policjant kipiał ze złości.
- Na pewno nie są normalni, ale popatrz, wiedzieli, którędy idzie do pracy i mieli możliwość ją uprowadzić, więc musieli ją śledzić. A ona najwidoczniej nie była tego świadoma.
- Ale i tak znamy ich tożsamość
- Jego. Auto należy do Szymona, tego jesteśmy pewni. Ale kim była ta kobieta?
- Nie wiem! - wykrzyknął kolejny raz, żeby po chwili bezwładnie opaść na oparcie. Czy to, normalne, że tak się o nią martwi? To na pewno jego przyjaciółka, ale przecież nigdy nie miał ochoty rozszarpać żadnego przestępcy, a kiedyś taki bandzior wpędził jego córkę w kłopoty. Wtedy miał ochotę temu Bartkowi "przywalić", ale nie życzył mu śmierci. Przez jego serce przeszła kolejna fala smutku. Co jeśli już nigdy nie usłyszy jej słodkiego głosiku? Być może nie jest pewny czy ją kocha, ale na pewno mu na niej zależy. Jest dla niego bardzo cenna. Nie chciał sobie wyobrażać życia bez jej uśmiechu, spojrzenia, gestów z jej strony. Nie chciał, ale sobie wyobraził. To było tak realne, że wydawało mu się, że śni. Zamknął więc oczy skupiając się na tym.
Mikołaj rozejrzał się. Był we własnym domu, jednak teraz był mocno zaśmiecony. Na podłodze leżały różnego rodzaju przedmioty codziennego użytku, między innymi chusteczki, kubki i opakowania foliowe. Zezłościł się i przyklęknął, żeby to posprzątać, ale nie mógł. Jego ręce przechodziły swobodnie przez to, tak jakby był duchem. Mężczyzna zawahał się, ale po chwili zbliżył się do ściany - przeszedł przez nią i był w swoim pokoju. Tam, na łóżku, ujrzał siebie.
- Aha, czyli jestem tylko obserwatorem. Dziwne, zwykle byłem "głównych bohaterem" - zaśmiał się. Jego wyobrażenie kierowało się w złym kierunku, powinien je przerwać, ale zapowiadało się dość ciekawie, jeszcze nigdy nie wymyślał czego podobnego. Oparł się o ścianę. Po chwili pomyślał o absurdalności tego, przecież przed chwilą przez nią przechodził. W momencie, w którym sobie to uświadomił, przewrócił się, będąc w połowie w ścianie. Szybko wstał i otrzepał się. Zaczynało go to denerwować. Wtedy wstał jego odpowiednik. Miał kilkodniowy zarost na twarzy, oczy zmęczone i podkrążone. Wstał niepewnie chwiejąc się, widocznie nie miał siły. Podparł się o szafkę, a po chwili dumnie stanął.
- Coś ty ze sobą zrobił? - spytał duch, ale człowiek go nie usłyszał, tylko ruszył przed siebie. Obejrzał się po mieszkaniu, a kiedy upewnił, że nikogo nie ma, usiadł na krześle w kuchni, wyciągając piwo z lodówki. Przystawił siedzenie do stołu i zaczął wpatrywać się w stojące na nim zdjęcie. Wziął łyka napoju, a po jego policzku spłynęła łza. Targały nim różnorodne emocje, wciąż nie chciał wierzyć, że już nigdy jej nie zobaczy. Minęło już parę dni, ale ten człowiek ciągle się tym zadręczał. Mikołaj nie mógł na to patrzeć, przeszedł do innego pokoju, zostawiając siebie samego. Teraz zobaczył telefon człowieka, który tu mieszka. Niby nie ma prawa w nim grzebać, ale jednak to on jest właścicielem mieszkania. O dziwo udało mu się podnieść komórkę i zobaczył parę SMS-ów. Najbardziej zszokowały go te, których numery były zapisane jako od jego córek. Od Dominiki:
"Nienawidzę cię ojcze! Ranisz wszystkich na około!"
"Dlaczego nam to robisz? Jesteś egoistą!"
"Przestań chlać, to pomożemy Ci! Ogarnij się!"
Były również wiadomości od młodszej z jego pociech:
"Tatusiu, dlaczego mam się do Ciebie nie odzywać? Mama mówi, że jesteś zły, ale ja jej nie wierzę."
"Dlaczego ostatnio tak się kiwałeś, gdy widziałam Cię na mieście? Tato..."
Mikołaj otworzył gwałtownie oczy. Wciąż nie wierzył, że jego mózg spłatał mu taki figiel. On się martwi o Olę, a ten go jeszcze pogrąża. Nie, jeśli nie znajdą posterunkowej to się nie załamie. Ale znajdą ją! Prędzej czy później ją znajdą. Całą i zdrową. Musi w to wierzyć...


Monika rozglądała się, wypatrując czegoś co zwróci jej uwagę i nie będzie drzewem. Trochę ją denerwowało to, że wciąż widzi jednostajny obraz, bo w ten sposób nie umiała się skupić na pracy, a do jej głowy powrócił jej mąż. Ciągle nie potrafiła uwierzyć, że tak się zachował, jak kompletny tchórz. Chciał ich opuścić, niby żeby im pomóc, ale ona nie wierzyła, że to pomoże. Zostawiłby ją samą z niepełnosprawnym, adoptowanym synem, czy tego nie można nazwać tchórzostwem? Pomoc głównie polega na pomocy emocjonalnej, powinien pomóc im przejść ten ciężki okres, żeby szli dalej. Ale mu do głowy musiał przyjść ten "świetny" pomysł. Prędzej umrze niż się na to zgodzi.

- STÓJ! - wykrzyknął Mikołaj, przerywając jej rozmyślenia. Kobieta zahamowała dość ostro, ale nic poważnego nikomu z obecnych się nie stało.
- Co się stało? - rozejrzała się. Jej uwagę przykuł duży, opuszczony budynek. Chyba to była kiedyś jakaś hala.
- No nie widzisz? - spytał aspirant a po chwili pokazał na auto stojące przed budowlą - czarne BMW i ma chyba identyczne numery!
Krzysiek spojrzał do notatnika i potwierdził jego wersję. Podjechali trochę bliżej, wcześniej wezwali posiłki. Mieli nie wchodzić do środka, ale z nimi był Mikołaj. Wysiadł z radiowozu i przybliżył się do samochodu nieprzyjaciela na odpowiednią odległość. Ujrzał przed nią dwie postacie, jedna trzymała telefon i rozmawiała na głośniku. Niestety był zbyt daleko, by to usłyszeć. Po chwili dołączył do niego patrol 06.
- Zostańcie tu, ja pójdę do środka.
- Oszalałeś? Mieliśmy czekać! - Zapała mówił cicho, mimo to był to podniesiony ton.
- Oboje są na dworze. Jest mała szansa, że ktoś jest w środku. Dobra, bądźcie tu - wbiegł w krzaki, żeby być jak najmniej widocznym. Po chwili zwolnił swój krok, zaklinając pod nosem wszystkie suche gałązki. Bardziej powinien się obawiać, że go zobaczą, w końcu on ich nie słyszał, jednak postanowił zachować wszelkie środki ostrożności. Wyminął budynek, nie zwracając najmniejszej uwagi na urok tego miejsca. Po ścianach piął się bluszcz, a naprzeciwko budynku rozciągał się piękny las. Jedyne, co go teraz interesowało, to okno. A raczej jego brak. Podskoczył i spróbował złapać cię muru, ale tylko obtarł sobie ręce. Szybko pobiegł po deskę, która niedaleko widział. Wrócił z nią i podstawił pod ścianę. Pomógł sobie, przeniósł na nią część swojego ciężaru, żeby po chwili znaleźć się w środku. Pobiegł przed siebie. Nie słyszał nic, ani krzyku, ani płaczu. Jego ciałem zawładnęła podejrzana nostalgia. Tak jakby już kiedyś tu był i to robił. Niestety tamto kojarzyło mu się ze smutkiem, jakby mu się nie udało. Wyrzucił te podłe myśli z głowy i wbiegł do ogromnej sali. Zobaczył, jak ciało kobiety leży pod ścianą. Szybko ruszył w jej stronę. Im znajdował się bliżej, tym bardziej zwalniał. Ola się nie poruszała, a na policzkach były ślady tuszu. Zatrzymał się parę metrów przed nią. Do jego umysłu powróciła wizja z przed kilku minut. Dopiero teraz zrozumiał, dlaczego tam się tak zachował. Sam teraz miał ochotę to zrobić, opić się i zapomnieć. Ale przecież w ten sposób tylko raniłby innych, ciągle. Może lepszym pomysłem było dołączenie do ukochanej? Zaprzeczał temu, ciągle nie wierzył, że ją kocha, ale teraz to zrozumiał. Nie może bez niej żyć. Chce być z nią, gdziekolwiek jest.

Opadł na kolana, a po jego policzkach zaczęły ciec łzy.










Hej! Podobał się rozdział? A ja mam do was kilka pytań.

1. O co w końcu chodzi z tym Arturem?
2. Mikołaj da radę żyć bez Oli? A może spełni swe myśli?
3. Jak oceniacie zachowanie komendanta? Przesadził z tym BMW, czy może jest to zrozumiałe?
Liczę na wasze opinie :D

Przy okazji, postanowiłam, że nie będę was męczyć tak długo. Zwłaszcza, że kolejny rozdział już napisany (bo ten podzieliłam na dwa). A więc kolejny rozdział w piątek.
Pozdrawiam
Nadia